eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.sci.inzynieriaTakie ogłoszonko › Re: Takie ogłoszonko
  • Path: news-archive.icm.edu.pl!news.icm.edu.pl!newsfeed.pionier.net.pl!goblin1!goblin.
    stu.neva.ru!newsfeed.neostrada.pl!unt-exc-01.news.neostrada.pl!unt-spo-a-01.new
    s.neostrada.pl!news.neostrada.pl.POSTED!not-for-mail
    From: "Stokrotka" <o...@i...pl>
    Newsgroups: pl.sci.inzynieria
    References: <q2ac0p$fgu$1$opajak@news.chmurka.net> <q2aesv$ihq$1@node1.news.atman.pl>
    <5c48c706$0$500$65785112@news.neostrada.pl>
    <5c48da59$0$523$65785112@news.neostrada.pl>
    Subject: Re: Takie ogłoszonko
    Date: Thu, 24 Jan 2019 13:05:38 +0100
    MIME-Version: 1.0
    Content-Type: text/plain; format=flowed; charset="UTF-8"; reply-type=response
    Content-Transfer-Encoding: 8bit
    X-Priority: 3
    X-MSMail-Priority: Normal
    X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.3138
    X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.3138
    Lines: 174
    Message-ID: <5c49aa26$1$522$65785112@news.neostrada.pl>
    Organization: Telekomunikacja Polska
    NNTP-Posting-Host: 5.184.63.106
    X-Trace: 1548331558 unt-rea-b-01.news.neostrada.pl 522 5.184.63.106:27121
    X-Complaints-To: a...@n...neostrada.pl
    Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.inzynieria:42051
    [ ukryj nagłówki ]

    >>>> W dniu 24 stycznia o godz. 18:00 na Wydziale Fizyki UW (ul. Pasteura 5,
    >>>> sala 0.03) prof. Czesław Radzewicz wygłosi wykład z serii ,,Zapytaj
    >>>> fizyka" zatytułowany ,,Jak zbudować urządzenie o mocy 1000 razy większej
    >>>> niż wszystkie elektrownie na świecie - Nobel 2018".
    >
    >>Znaczy jutro, w największy smog, w centrum Warszawy?
    >>Myślę, że ta reklama jest po to by zdolne dzieci, bo one są zwykle tym
    >>zainteresowane, nałykały się smogu. Nareszcie będą głupsze.
    >
    > Laser femtosekundowy ?
    >
    > A moze da sie go uzyc do wypalania smogu ? :-)
    >
    > P.S. ktos szacowal moze moc bomby atomowej ?
    >

    Naiwny jesteś.
    Pamiętam tego typu imprezę gdy byłam w 3 kl LO. Rok przed maturą.
    Byłam zdolnym dzieckiem, 3 lata wcześniej kończąc szkołę podstawową zdobyłam
    I miejsce na etapie wojewódzkim w olimpiadzie matematycznej.

    Nic z tej fizycznej imprezy nie zapamiętałam. Nic fizycznego.
    W głowie miałam mętlik myśli humanistycznych.
    Była jak teraz zima. Obecność była obowiązkowa, w sobotę.
    Było jasno, ziemia pokryta bardzo cienką warstwą śniegu doskonale odbijała
    słońce, które mnie oświeciło.

    Na peronie czekałam na pociąg, jak co dzień do szkoły .
    Byli tam starsi o rok maturzyści z mojej starej szkoły, z której mnie na
    początku tego roku szkolnego przeniesiono do Warszawy.
    Wszystkich znałam z widzenia, wystawili 2 lata wcześniej III część Dziadów
    Mickiewicza w teatrze szkolnym, a szkoła nie była molochem. Kilkoro znałam z
    przedszkola, bo za drobną kradzież, o czym przedszkolu doniosła rodzina,
    więc za kradzież klocka z maluchów przeniesiono mnie do starszej grupy, i
    ucząc się z nimi wyrównałam wiek dopiero repetując starszaki . Jeden był
    starszym bratem koleżanki z piaskownicy. Słowem lokalny grajdołek.
    Z mojej byłej klasy , której fizyk był wychowawcą nie było nikogo.
    W pociągu fizyk, z którym grupa jechała jak się domyśliłam na ten sam pokaz,
    zapytał:
    - Dokąd jedziesz? - to pytanie, biorąc pod uwagę przeczytaną przed rokiem
    lekturę Sienkiewicza mającą to pytanie w tytule,
    było co najmniej dwuznaczne.
    - Na pokaz fizyczny, na Hożą - odpowiedziałam.
    - Do jakiej szkoły dojeżdżasz?
    - Do Zamojskiego odpowiedziałam, na Powiślu.
    Nie zamieniłam więcej słowa , z nikim.
    Lubiłam ich, ale właściwa intuicja mówiła mi już wtedy, że to niebezpieczne.

    Bezpośrednią przyczyną przeniesienia mnie do innej szkoły było wyrzucenie
    mojego starszego brata z tej samej jedynej w Wołominie szkoły tuż przed
    maturą. Było już po studniówce gdy spóźnił się poniedziałek raz za dużo.
    Lubił pospać. Fizyk mówił na niego "Śpioch" i proponował zakup koguta na
    miejscowym targu.
    Sprawa zahaczyła o policję, kuratorium załatwiło, że brat skończył szkołę w
    warszawskim "Władziu" ze stopniami 2 poziomy lepszym niż w wołomińskiej. Na
    politechnikę dostał się z jeszcze lepszymi wynikami - na egzaminach miał
    same piątki.

    2 , może 3 dni po wyrzuceniu mojego brata ze szkoły, polonista poprosił mnie
    na początku lekcji na korytarz i zaprowadził do kantorka fizyka, gdzie razem
    próbowali mnie nastawić przeciwko rodzinie. Pytali o brata - "Dojeżdża do
    szkoły w Warszawie odpowiedziałam, sprawy zaszły za daleko ." - Co z tobą? -
    Nie rozumiała tego pytania.
    Opowiedziałam w domu. Nie rozumiałam, że to ub. Ale dziadek był o mnie
    spokojny.
    W następnym dniu koleżanki brata z klasy zbierały podpisy w obronie brata.
    Wpadli i do mojej klasy.
    Nie pozwoliłam podpisać, kilkoro co już podpisało wykreśliło się.
    Ktoś nie tylko prześladował mnie i moją rodzinę, ale chciał mieć listę moich
    przyjaciół.
    Moja decyzja nie była przemyślana, była czysto odruchowa.

    Mimo tych przeżyć decyzję przeniesienia mnie do odległej, bo warszawskiej
    szkoły uważam za bardzo błędną,
    będącą częścią prześladowania.
    Jechałam na pokazy doświadczeń fizycznych.
    Kiedy ja ostatnio robiłam jakieś doświadczenia?
    W czerwcu: koleżanka zostawiła mi parkę myszek, bo wyjechała na wakacje,
    więc je testowałam.
    A wcześniej? Też coś tam było, bez pryzmatu, przy pomocy rzutnika, statywu z
    lampki i nie pamiętam jak skleconej przy pomocy plasteliny soczewki udało
    mi się rozszczepić światło. Jak próbowałam produkować wodór przy pomocy
    transformatora od kolejki to dziadek urodzony jeszcze w dziewiętnastym wieku
    zrobił aferę, że robię bombę wodorową. I ten "inteligentny" pies ze
    Słodowego - Zrób to sam, który poprawnie działał tylko bez "psiej"
    obudowy..... I inne zabawy najczęściej inicjowane Młodym technikiem,
    Kalejdoskopem techniki, Małą deltą, Deltą.....

    A teraz? Jak dostałam jakąś matematyczną książkę w stylu Lilavati o mało co
    nie wybuchłam.
    Kilka dni wcześniej dostaliśmy w szkole ankiety do wypełnienia na temat
    czasu, jak nim dysponujemy mniej więcej z dokładnością co do 5min. Rodzice
    mieli oddać ankiety na wywiadówce w tym samym dniu.
    Wyszła z tego wielka awantura, brat zniszczył mi ankietę.
    A ja ? Byłam jak w kieracie. Wstawałam o 6:20, po ciemku by się za bardzo
    nie rozbudzić, musiałam zjeść śniadanie itp, o 6:50 spałam już dalej w
    pociągu, budziłam się na 3 lekcji.
    Zima roku następnego maturalnego była okropna. Wielokrotnie było minus 18,
    prawdziwe, nie takie jak tej zimy tylko ogłaszane.
    Raz wracając w pracującą sobotę z trzech lekcji, z Powiśla przez Centralny i
    z powrotem do Wołomina z powodu objazdu usłyszałam słynny komunikat : "
    Przedwczorajszy pociąg z Pragi wjedzie na tor... przy peronie....". Postał
    pół godziny, próbował ruszyć i usłyszałam wielki huk. Pękł hak, bo pociąg
    przymarzł do torów.
    Tego dnia w końcu jadąc już pociągiem do domu zerwała się trakcja, i nie
    pamiętam już skąd, ale nie mniej niż jedną stację musiałam wracać pieszo,
    torami. Zejść w bok, do szosy nie miało sensu, bo był duży śnieg. W domu
    byłam tuż przed zmierzchem. A lekcje skończyłam przed 11.

    Jak była studniówka, też mróz okropny, w szkole do godziny 22. Potem
    zwaliliśmy się całą klasą, za namową nauczycielki - uważam jej postępowanie,
    że było rodzajem wymuszenia na uczniu - więc całą klasą zwaliliśmy się
    koledze do domu na jego osiemnastkę, bo był rocznikowo młodszy. Jego rodzina
    nie była przygotowana i schowała się podobno w łazience.
    My byliśmy raczej jak na wiek grzeczni i zasadniczo oglądaliśmy kreskówki,
    wciąż tę samą na wideo.
    Bardzo wczesnym rankiem byłam umówiona z ojcem, że mnie przywiezie.
    Ojcu się nie chciało, i czekałam 2 h na mrozie pod wieżowcem. Podobno
    zadzwonił, i kolega zszedł, by mi powiedzieć bym nie czekała, ale mnie nie
    znalazł, bo czekałam bliższej ulicy.

    I co zapamiętałam z fizycznego pokazu?
    Jechałam początkowo z tą grupą maturzystów. Pod kierunkiem fizyka poszli do
    innego autobusu, czyli bez słowa odłączyłam się od grupy, wybierając trasę
    samodzielnie przemyślaną z planem w domu. W szatni byli odrobinę wcześniej,
    na sali znalazłam swoją klasę, oni siedli nieco wyżej. Pokazy trwały kilka
    godzin. Na przerwach próbowałam się wtopić w swoją klasę. Robiłam dobrą minę
    do złej gry, czyli wydaje mi się dość dobrze grałam w pełni
    zaakimatyzowanego w nowych warunkach ucznia, swobodnego już w obuciu z
    kolegami. Podczas pokazu w zaciemnionej sali obserwowałam i byłam
    obserwowana.
    Wiedziałam, że nie da się wrócić.
    W starej szkole była bym niczym. Nie wiadomo czy bym zdała maturę.
    A na boku - czy coś złego by się stało? - Miała bym więcej czasu w młodości,
    zdała bym wieczorowo rok potem.
    Dobór nauczycieli uczących moją byłą klasę był okropny.
    Wychowawca bił dzieci. W pierwszym miesiącu nauki, by wyrobić sobie szacunek
    , wybrał sobie ofiarę, rocznikowo młodszego kolegę, którego na oczach klasy
    zbił, realnie bez powodu, tak, że chłopak porzygał się, miał zwolnienie.
    Narzędzie zbrodni - drewniany przedmiot przypominający łopatę ukradł,
    napisał akt oskarżenia - jego ojciec był policjantem więc miał materiały -,
    ale podobno w domu się nie przyznał - i zachował wszystko do matury. Tuż po
    odebraniu matury poszedł z tym na policję. Podobno była sprawa w sądzie, ale
    nie znam szczegółów. Do kradzieży się przyznał na policji, ale jego
    obejmowało przedawnienie, nauczyciela nie.
    Z klasy liczącej 22 osoby po wakacjach przeniosło się do różnych szkół 6,
    zostało 16 + jedna ze starszej klasy.
    Polonista nie lepszy. Nałogowo robił dyktanda, z których wszyscy poza
    wyjątkami promowanymi dostawali dwóje.
    Przed wakacjami zawsze poło lub 3/4 klasy było "zagrożone". Na wakacje
    zadawał wypracowania.
    Dyrektor wyrzucił brata ze szkoły.
    Więc nie było do czego wracać.

    A warszawski smog związany z dojazdem na fizyczny pokaz?
    Co prawda co dzień wysiadając rano z pociągu po prostu czuć było warszawski
    smrodek,
    a wracając do Wołomina mogłam odetchnąć pełną piersią, jednak nie byłam
    wtedy świadoma tego problemu.
    W sumie co było bez pokazu? Jedne wyjazd mniej.
    Nie byłam na zakończeniu szkoły, świadectwo odebrałam przy okazji
    załatwiania innych "uczelnianych" już spraw w kilka minut.
    A klasa? Obiektywnie fajni ludzie, może lepsi niż w Wołominie, ale ze
    względu na kontekst i przymus nie akceptowałam sytuacji, siedziałam sama co
    dawało mi poczucie spokoju. I to nauczycielskie "powitanie" : "Nie chcemy
    mieć więcej przeniesionych z Wołomina".

    Takie więc humanistyczne myśli zapamiętałam po latach z fizycznego pokazu na
    Hożej.

    --
    Ortografia to NAWYK, często nielogiczny, ktury ludzie ociężali umysłowo,
    nażucają bezmyślnie następnym pokoleniom. ( ortografia . pev . pl )

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: