eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.rec.motocykle › Stara Buda
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 1

  • 1. Data: 2010-01-07 07:09:50
    Temat: Stara Buda
    Od: "Zmrogg" <z...@p...onet.pl>

    .....
    .....Stara buda
    .....----------
    .....
    .....
    .....Nieopisana to radosc, niezasluzony niejednokrotnie zaszczyt i
    niewyslowiona przyjemnosc gdy rozpajeczona po ziemskim globusie siec World
    Wide Waiting niezamierzonym przypadkiem zaprowadzi czlowieka w miejsce,
    ktore w jakze odleglej juz przeszlosci wyekwipowalo go bagazem calkiem
    sredniego wyksztalcenia, na droge przez zycie obarczylo kotwica wiedzy, a na
    odchodne nasypalo jeszcze soli tej ziemi, ktora jest wszak jak do rany
    przyloz.
    .....
    .....
    .....
    .....Ale, jak mawial Marek Motas, nie uprzedzajmy sie do faktow.
    .....Bo oto na monitorze, co nie tylko przekatna ma w calach ale i po kablu
    popychaja do niego lewostronne elektrony na pietrowych busach - no wiec na
    nim wlasnie z wolna i bezszmerowo pojawia sie niezaprzeczalnie istniejaca
    gdzies wsrod kabli strona V Liceum imienia prawdziwego Augusta, chociaz
    tylko Witkowskiego - [v-lo.krakow.pl]. Zaprawde wiec i tam, po latach
    chalupniczych trudow i niezmordowanej wynalazczosci, dotarl w koncu ten
    popularny skadinad wynalazek ubieglego stulecia, przy okazji udowadniajac,
    ze bynajmniej nieprawda jest jakoby rozwoj technologiczny ani inne takie,
    nie imaly sie nieskalanych kuznic madrosci, ktore nie musza sie obawiac
    konkurencji bo zyja ze swej renomy, co ma te przewage nad tak zwanym dzikim
    rynkiem, ze nawet jak sie ja do reszty przerznie to mozna tego nie uznac i
    dalej robic swoje.
    .....Ale moze i tak wlasnie trzeba, bo choc pogoda za oknem jak znalazl, to
    jednak nielatwo bylo zapewne temu skladowi kagancow oswiaty o stopniu
    wyzszym od podstawowego przetrwac burzliwe lata kolejnych reform,
    aplikowanych przez kolejne, cyklicznie zmienne i nieprzewidywalne
    ministerstwa, co dzialaja bez eutanazji na zywym organizmie mlodych ciagle
    jeszcze, ale juz coraz bardziej kolejnych pokolen.
    .....I coz, zapytalby ktos bardziej z tego wszystkiego spiacy niz ciekawy,
    ze ta nasza nostalgicznie Stara Buda, bez cienia litosci nieustajaco
    otynkowana na kolor zolci zebowej, nie zmieniajac bynajmniej swych
    wspolrzednych geograficznych, z dokladnoscia do przecinka nie stoi juz jak
    dawniej przy ulicy Waltera Swierczewskiego, ktory byl bohaterem narodowym z
    piedziesieciozlotowki sprzed denominacji (z tym, ze zupelnie innego narodu
    niz ten, co tych piedziesiatek musial uzywac) tylko przy jakiejs
    Studenckiej; a czy kto kiedys widzial studenta na banknocie, chocby i przed
    sesja? Ha, znak czasu, odpowiedzialby inny ktos, jeszcze bardziej spiacy, bo
    juz po fakcie. Wszystko ma wszak swoje wady i pejoratywy (nie wiem czy sie
    jasno wyrazam), o czym niejedno moglby opowiedziec sam Walter Swierczewski,
    kaliber dziewiec, co to swoim walterem szerzyl inwazyjnie najlepszy na
    swiecie ustroj: najpierw w Polsce, potem w Hiszpanii, a potem znowu w Polsce
    i tym razem mu sie to niestety udalo - bo gdyby wciaz jeszcze zyl, moglby
    teraz te kombatanckie wspomnienia co roku (zapewne trzynastego grudnia)
    odgrzewac i sie dzieki temu bogacic. Ale nie zyje, wiec nie odgrzewa i sie
    nie bogaci.
    .....Lecz prozno tak po obfitosci przelewac, i odwrotnie. Zamiast tego
    zlapmy sie za rece, siadzmy w kupie (bo kupy nikt nie ruszy) i browse'ujmy
    te strone, bracia i siostry. Browse'ujmy, poki jeszcze nie wszystko zostalo
    zapomniane, aby i przyszle generacje mogly bez zbytniego uszczerbku na
    zdrowiu przetrwac meandry procesu edukacyjnego w V LO, bazujac na bezcennych
    doswiadczeniach swych poprzednikow, juz obrzuchaconych i z zakolami po
    sufit.
    .....
    .....
    .....Wlos sie po prostu jezy w gardle i ciarki staja deba na plecach gdy
    pomyslec z jaka ogluszajaca trafnoscia spelniaja sie proroctwa z czasow gdy
    czlowiek mial jeszcze na glowie morisona z przedzialkiem przez srodek i, na
    skutek braku trosk o biezaca kharme, zaprzatniety byl tylko banalnym
    nadmiarem trosk metafizycznych, co dawalo mu zdolnosc do impertynencko
    przenikliwego patrzenia w przyszlosc, ktora mial przed twarza, i to nie
    tylko przy goleniu. Tyle wymyslonych wowczas teorii - wlacznie z
    najwazniejsza ze wszystkich Teoria Wszystkiego - co to u swego zarania
    wydawaly sie co najmniej ryzykowne, jak stosunek oralny z oranzada "Ptys"
    bez przegotowania, dzis nie dziwia juz nikogo, bo sa tak oczywiste jak co
    najmniej tyle samo innych rzeczy, rownie oczywistych. Ano, jak powiadaja,
    kot poty cwany poki mlody - potem to juz tylko chodzaca rutyna. Ale co sobie
    byl w zapobiegliwym natchnieniu zawczasu wynotowal - to teraz jego.
    .....Na przyklad te sformulowana onegdaj, w latach naocznej obserwacji
    zjawiska, teze, ze dziwaczna maniera nazywania licealnych belfrow
    profesorami - co byc moze jest zalosnym reliktem czasow, gdy faktycznie
    profesorami bywali - w koncu doprowadzi ich do kompletnego przewrocenia sie
    w szlejach.
    .....Jeszcze nie dalej jak onegdaj nasza poczciwa Stara Buda miala wiele
    nazw i epitetow, zaleznie od dnia tygodnia i bliskosci dzwonka, ale nawet w
    najwiekszym apogeum zyczliwosci do tej wspanialej instytucji zabierajacej
    czlowiekowi tyle zycia, ze zupelnie go juz nie mial na dowiedzenie sie
    czegos ciekawego o otaczajacej go rzeczywistosci - nawet w takim wiec,
    szeroko jak klin nizowy rozbudowany stanie, nikt Starej Budy nie tykal per
    "Zaklad" i nie imputowal aluzji do jakoby rzekomego istnienia w jej lonie
    jakis "Nadzorcow" czy "Ochronki", nie wspominajac juz o "Lazarecie". Bo i
    tak jeszcze nie odgadlby wszystkiego, co czychalo nan za weglem czasu i
    przestrzeni zakrzywionej pod katem (choc to trudno zauwazyc) prostym.
    .....Gdyz albowiem dalsze klikanie ujawnia, ze Stara Buda przezarta jest
    obecnie na wylot Instytutami, a pod kazdym wisi jeszcze po kilka Katedr (co
    prawdopodobnie znacznie zawyza miejska srednia biskupow z metra
    kwadratowego), a na koniec jest jeszcze Wydzial Administracji, bo
    najwyrazniej tak tam teraz wolaja na ten zakret wschodniego korytarza na
    parterze, gdzie w dawnych czasach mozna bylo oberwac od Miecia Stefanowa.
    .....I tam wlasnie rozpoczniemy.
    .....
    .....
    .....Krotko potem jak nieodzalowanej pamieci Mieciu Stefanow przeniosl sie
    do Krainy Wiecznie Nieukonczonej Dygresji (ktora w jego przypadku zawsze
    zaczynala sie od bardzo dlugiej sylaby "Eeeeeeee"), stery obrobki skrawaniem
    przejal w V LO Pietracy - [www].v-lo.krakow.pl/teachers/2. Pieredyszka ta
    musiala byc uzgodniona na jakims niezwykle wysokim szczeblu, bo juz na rok
    wczesniej (i jeszcze przez prawie rok potem) Mieciu Stefanow towarzyszyl
    niestrudzenie Pietracemu, oprowadzajac go po Starej Budzie i pokazujac w
    ktora strone otwieraja sie ktore drzwi oraz komu trzeba sie pierwszemu
    klaniac, a kogo mozna spokojnie objechac nie baczac na swiadkow.
    .....Przed tym przejsciowym periodem Pietracy nauczal fizyki, co jest pewnym
    skrotem myslowym, a takze jezyka niepolskiego, co w zasadzie jest
    stwierdzeniem idacym jeszcze o krok dalej niz poprzednie. Pietracy znany byl
    bowiem z tego ze gdy na tablicy wyprowadzal wzory, czynil to z predkoscia
    pepeszy i nawet przypadkiem zrobione po drodze bledy nie zaklocaly mu
    koncowego wyniku. Powszechnie zakladano sie ile zbiorow zadan ma w ten
    sposob obrytych do ostatniej czcionki. Wielu zwolennikow dorobil sie poglad,
    ze Pietracy bylby wybitnym ksiegowym, albo cenionym sprawdzaczem czy
    kalkulatory sie nie myla. Tkwila w tym oczywiscie przesada, bo mial i inne
    osigniecia. Wynalazl na przyklad unikalne metody dowodzenia twierdzen: dowod
    przez podchwytliwe pytanie, dowod przez zakrzyczenie, dowod przez dzwonek na
    przerwe, dowod przez nieuznanie kontrdowodu...
    .....W dziedzinie lingwistycznej Pietracy specjalizowal sie natomiast w
    zasiadaniu. Pelnil wtedy role wypelniacza (w pedagogice, jak w murarce czy
    konfidenctwie, zawsze musi byc trojka) i wtracal "yes, yes" za kazdym razem
    gdy uslyszal to slowo padajace z ust ktoregos ze swych wspolkomisarzy. To
    byly jego fazy aktywne; podczas pozostalych z wyrazem heroicznego skupienia
    hipnotyzowal przeciwlegla sciane i widac bylo jak stara sie ja zmusic zeby
    pierwsza mrugnela.
    .....
    .....Byl oczywiscie bardzo dobrym nauczycielem, czego wyrazem jest to jak
    gruntownie potrafil wpoic uczniom swoj wlasny stosunek do fizyki, ktora -
    jak sie zdaje - nigdy go zbytnio nie interesowala. Mieciu Stefanow, przed
    nastaniem Pietracego z jego "Nadzorcami" bedacy w Starej Budzie po prostu
    zwyklym dyrem, nigdy nie osiagnal takiego wspolczynnika zanudzania. Nawet
    kiedy, na skutek jakis nieprawdopodobnych zbiegow okolicznosci, mial czas by
    zjawic sie na wlasnych lekcjach - na ktorych, jako z wyksztalcenia geograf,
    obszernie streszczal ogladniete przed miesiacem "Teatry Telewizji" - nawet
    wtedy, po ktorejs tam nieukonczonej dygresji, potrafil nagle i plynnie
    przejsc na cos, co o milimetry, ale jednak, utrzymywalo sluchaczy nad
    powierzchnia snu. Mimo to, jedna z dwoch najbardziej przy Mieciu porzadanych
    umiejetnosci bylo uprawianie letargu z otwartymi oczami. Niektorzy
    dochodzili w tym do takiej wprawy, ze potrafili nawet przez sen rytmicznie
    przytakiwac.
    .....Ta druga cenna umiejetnosc polegala natomiast na robieniu szybkich
    unikow. Mieciu Stefanow nalogowo przyjmowal bowiem do Starej Budy potomkow
    swych licznych krewnych po kadzieli, co mialo skutki tym katastrofalniejsze
    im bardziej proceder ten narastal. Niebezpieczestwo polegalo na tym, ze
    Mieciu szczeniakow z tlumu nie wyroznial, a z jakiegos powodu chcial byc
    wobec nich familiarny. Z rozmachem walil wiec w plery kazdego kogo napotkal,
    a czyja twarz wydawala mu sie znajoma. O co z kolei nie bylo trudno,
    zwazywszy ze zarowno Mieciu jak i wiekszosc jego uczniow przychodzila do
    Starej Budy codziennie i codziennie przebywala w niej przez jakis czas.
    .....
    .....Poniewaz wszystko to dzialo sie jeszcze za prezydentury Wachowskiego
    (za ktorego w Palacu Namiestnikowskim rezydowal jeden zdalnie sterowany
    "Bolek") Mieciu Stefanow, ktory dzis nie skojazylby sie nikomu z zadna
    postacia z telewizora, wtedy wydawal sie byc wykapanym blizniakiem innego
    popychadla Kiszczaka, mianowicie Tadzia Grubej Kreski. Na ten skadinad
    ciekawy zbieg okolicznosci, nalozyla sie okolicznosc jeszcze jedna - taka,
    ze dzieki trwajacemu przez caly PRyL (a wiec z hakiem cztery dekady)
    metodycznemu zalgiwaniu wszystkiego, u zarania Trzeciej Rzeczpospolitej
    Ludowej ludzie w rodzaju Mazowieckiego, Szechtera, Lewartowa czy Kordbluma
    uchodzili za gleboka antykomunistyczna opozycje. Nazywano ich nawet
    dysydentami, co i tak jeszcze bylo umiarkowanym objawem w porownaniu z tym,
    jak coponiektorzy z nich sami siebie przykazuja nazywac obecnie. Tadziu
    Gruba Kreska, ktory jako jedyny sposrod powyzszej czworki na dodatek jeszcze
    nie kojazyl sie z dziecmi najezdzcow z 17 wrzesnia roku 1939, zazywal
    zaskakujacej jak na swoj temperament popularnosci. Mieciu Stefanow - podobny
    do Tadzia moze nie az tyle z wygladu co z predkosci i zwiezlosci wyslawiania
    sie - tez jakby czesc tego miru dziedziczyl. Z kolei fakt ten tez jakby
    troche umiejscawial go w nobliwym gronie tego czegos, co wowczas nazywano
    opozycja. Byl to wiec przyklad obecnie juz calkowicie wdrozonego schematu
    identyfikacji przez przyleganie.
    .....Tadziu Gruba Kreska byl na dworze Kiszczaka delagatem na to cos, co
    wowczas nazywano swiatem nauki i kultury - i jako taki rzeczywiscie z
    kultura i nauka staral sie miec cos wspolnego. Fragmentem tych usilowan byly
    okazjonalne, starannie przez kogo trzeba naglasniane spotkania z owego
    swiata przedstawicielami. Jednak zarowno dla nich, jak i dla samego Tadzia
    bylyby to raczej spotkania z zaswiatami, gdyby nie fakt, ze na szczescie dla
    obu stron owczesny swiat nauki i kultury mial z kultura i nauka zwiazki
    takze pochodzace glownie z naglasniania. Sila rzeczy wytwarzalo to atmosfere
    pewnego egalitaryzmu, w zwiazku z czym lista wybrancow do audiencji u Tadzia
    Grubej Kreski w sposob dosc losowy mogla spadac na kuratoria jak slepa
    plaga. Wedlug jednej z legend, za ktoryms razem przyszla w ten sposob kryska
    i na Stara Bude. Legenda glosi, ze spotkanie Miecia Stefanowa z Tadziem
    Gruba Kreska, ktorym obu wymiana powitalnych uprzejmosci zajmowala okolo
    godziny, bylo niezapomnianym przezyciem dla wszystkich swiadkow zdarzenia.
    .....
    .....Pietracy wowczas jeszcze nie byl zadnym "Nadzorca" ani nawet nie
    wymieniano go w kontekscie ewentualnej sukcesji, naturalnie wiec sam takich
    zaszczytow nie dostepowal. Nie mial tez tak imponujacego jak Mieciu, bo
    siegajacego chyba jeszcze noelitu, stazu pracy. Ogolnie rzecz biorac byl
    nikim, wiec jego niespodziewany awans na delfina wzbudzil w gronie
    pedagogicznym zwykla w takich razach fale silnej empatii.
    .....Pierwsze miesiace, podczas ktorych Mieciu Stefanow oprowadzal kolege
    dziedzica po wlosciach i przy okazji oswajal swych pracownikow z ich
    przyszlym pracodawca, niewatpliwie byly dla Pietracego naznaczone niejaka
    trauma. Calymi dniami cialo pedagogiczne nieruchomym, wielookim i absolutnie
    niczego niewyrazacym spojzeniem odprowadzalo go az do rogu korytarza, a gdy
    za nim znikal posylalo mu w plecy starannie stonowany poglos, pozbawiony juz
    artykulacji ale za to wyraznie nacechowany jednoznaczna kadencja.
    .....Jak sie zdaje, powstrzymywano sie jednak przed robieniem mu
    powazniejszych psikusow, juz wtedy proroczo przewidujac jedna z podstaw
    ustrojowych nowej rzeczywistosci, ze mianowicie narazanie sie protegowanemu
    faceta, co sie spotyka z waaaaadza, jest rownoznaczne z narazaniem sie samej
    waaaadzy. Jakkolwiek nie wiadomo dokladnie co sobie wlasciwie podczas
    legendarnego spotkania Mieciu Stefanow i Tadziu Gruba Kreska mogli
    powiedziec (ani nawet czy zdazyli uzgodnic ktory z nich powinien zaczac
    mowic pierwszy), ale sam fakt dzialal w wystarczajacym stopniu
    paralizujaco - i to takze byla jedna z zapowiedzi wlasnie rodzacej sie
    epoki.
    .....Z drugiej strony trzeba jednak pamietac, ze sam Pietracy w sprawie swej
    kariery tez nie mogl miec zadnej pewnosci, zwazywszy jak trudno bylo z
    Miecia Stefanowa wycisnac cokolwiek jednoznacznego. Przypominalo to majace
    pozniej cyklicznie nastepowac, latami przez rozmaitych dziennikarzy
    podejmowane proby dowiedzenia sie od Tadzia Grubej Kreski, co wlasciwie mial
    na mysli wywalajac onegdaj z sejmowej trybuny, ze w Polsce zamiast normalnej
    ekonomii panowac bedzie jakas "spoleczna gospodarka rynkowa". Oczywiscie
    teraz, po dwoch dekadach ustawicznych przewalow z jakas grupa trzymajaca czy
    innymi lobbystami w tle, to takze juz wiemy.
    .....Pietracy nie mogl jednak az tak dlugo czekac; z kazdym dniem jego
    sytuacja stawala sie coraz mniej godna pozazdroszczenia. Mimo tego nie podal
    sie do dymisji ani nie wyskoczyl przez okno - zwlaszcza to drugie byloby
    ciekawym przerywnikiem w nudzie szkolnych dni, dlugich jak wieczny
    odpoczynek w domu spokojnej mlodosci.
    .....O probie nerwow, ktora podowczas przechodzil, swiadczy najlepiej, ze -
    jak widac na zalaczonym obrazku - zupelnie po niej osiwial. Razem z
    okularami, kolejnym nowym elementem w jego wizeruku, tworzy to bardzo
    przekonywujace polaczenie, ktore przy okazji po raz kolejny dowodzi tezy, ze
    nie ma na tym swiecie takiej fizjonomii, ktorej nie daloby sie tak
    zdeformowac aby nadac jej inteligentny wyglad.
    .....Na drugim planie rozmazany portret Augusta Witkowskiego w stroju
    koronacyjnym ladnie komponuje sie ze stojacym na szafie po prawej bukietem
    chryzantem. Rzeklbys, ze to gabinet renomowanego adwokata wyspecjalizowanego
    w sprawach spadkowych - albo roszczeniowych, jesli akurat nie ma podstaw do
    spadku. Krotko mowiac profesjonalizm i tradycja. Trudno sie dziwic, ze Stara
    Buda uchodzi podobno za jedno z najlepszych liceow w Starym Kraju.
    .....
    .....
    .....Podobnie jak jego wielki nastepca (czyli Pietracy) August Witkowski
    rowniez byl fizykiem - a mimo to zmarl smiercia naturalna.
    .....Pod koniec epoki francjozefianskiej ta zgola nie stroniaca od
    eksperymentow dyscyplina nie osiagnela jeszcze bowiem zbytniego
    zaawansowania. Okazjonalnie mogla sie pochwalic co najwyzej kilkunastoma
    ofiarami pozaru gazowni miejskiej na Dajworze, lub kilkoma frajerami, co po
    odkryciu przez Marie Curie radu skladali jej gratulacje bez olowianych
    rekawic i transfuzji krwii zaraz potem. Ale poza tym bylo jeszcze dosc
    bezpiecznie, choc jak na ironie najbardziej ludobojczy wynalazek naszych
    czasow zostal juz wlasnie uczyniony.
    .....Stalo sie to bynajmniej nie za sprawa ktorejkolwiek z nauk scislych,
    lecz wylazl on z rojen filozofow, ktorym sie zamajaczylo, zeby wygnany
    powstal lud ziemi, koniec cytatu, i przejal srodki produkcji (tez koniec) -
    czyli mowiac po ludzku, zeby wszyscy obrabowali wszystkich ze wszystkiego, a
    nastepnie tym co ewentualnie potem jeszcze pozostanie podzielili sie po
    rowno, rzecz jasna rekami swych przedstawicieli, ktorzy na ten caly pomysl
    wpadli. W ten sposob po raz drugi w dziejach (raz pierwszy mial miejsce we
    Francji pod koniec XVIII wieku i zaowocowal miedzy innymi upowszechnieniem
    sie gilotyny) mozna bylo odniesc wrazenie, ze jezeli diabel ma na tej
    planecie swoich ludzi to najpewniej lokuje ich na wydzialach
    humanistycznych: wsrod prawnikow, etykow, socjologow i roznych innych
    szumowin. Normalnemu czlowiekowi, chocby i tak jak oni cierpial na
    przewlekla misje poprawiania swiata, nie przyszlaby przecie do glowy zadne
    ruszanie z posad bryly czy byt co ksztaltuje swiadomosc - juz nie
    wspominajac o dyktaturze proletariatu. A im, owszem, przyszlo - i to, i pare
    innych, jeszcze zabawniejszych rzeczy.
    .....Co gorsza, proces ten wciaz trwa. Jedni sa w tym zreczniejsi, i wtedy
    ofiary liczone sa milionami, inni, nie tak cwani, koncza jako ciezkie
    przypadki zamilowania do trudnej doli chlopa laknacego spolecznych przemian,
    albo nieuleczalni dogmatycy tak zwanego postepu, ktory polepszy ludzkosc,
    czy sie jej to podoba czy nie. Z punktu widzenia diabla ci inni sa
    oczywiscie znacznie mniej wydajni - ale za to ma on ich caly legion.
    .....
    .....Hryna Hryniewicz ([www].v-lo.krakow.pl/teachers/7) jest tego doskonalym
    przykladem.
    .....Obecne ocenzurowanie jej zdjecia w internecie ma swoje glebokie
    uzasadnienie - wywodzi sie z czasow kiedy Sieci jeszcze nie bylo, ale Hryna
    juz stanowila zywy dowod na to, ze niektore fizjonomie dla bezpieczenstwa
    otoczenia powinny byc zakrywane papierowa torba z otworami na oczy.
    Naturalnie dzis, po tym jak telewizory niezliczona ilosc razy zdazyly
    pokazac rozne Srody, Janiony, Senyszyny czy inne Szczuki, takze i to
    stwierdzenie nie jest zadnym odkryciem. Zas co do plotek o jej - to znaczy
    Hryny - alkoholizmie, wywodzonych z faktu ze swego owczesnego psa nazwala
    Cymes, to nie musza sie one wcale i koniecznie pokrywac z rzeczywistoscia.
    Nawet jesli przyjmiemy, ze juz wtedy jakos przeciez musiala leczyc swoje
    beznadziejne staropanienstwo - a jak jest teraz to tylko jeden "Cymes" wie.
    .....Co bylo w Hrynie Hryniewicz najbardziej widoczne, to dotkliwy brak
    czegos, czemu moglaby zawierzyc bez reszty. Nie wiadomo jak dlugo musiala
    sie zadowalac substytutami, ale wiadomo ktory z nich byl dla niej tym
    ulubionym. Scislej mowiac, wiedzial to kazdy kto mial pecha znalezc sie w
    zasiegu jej glosu.
    .....Bohaterowie - jak ich nazywala - arcyromantyczni, wraz ze swymi rownie
    arcyromantycznymi problemami tlumnie zaludniali jej oracje, wciskali sie jak
    szarancza w tematy zadawanych przez nia wstepniakow i panoszyli po
    wszystkim, o czymkolwiek by nie zaczela mowic. Mozna bylo isc o zaklad ze na
    przerwach tez sie gdzies w poblizu kreca, szuflujac Hrynie przemyslenia na
    nastepna godzine i podajac ognia zeby sobie jeszcze troche popalila. Starzy
    wyjadacze po prostu wylaczali przy niej sluch i czytali spod lawki. Inni
    bezwiednie gryzmolili na kazdym dostepnym kawalku papieru, by po latach
    odkryc, ze stali sie w ten sposob posiadaczami calych kartonow ze szkicami i
    ze niektore z tych szkicow sa nawet calkiem udane. Hryna tymczasem, z bardzo
    inteligencko postawionym kolnierzykiem a la Hlasko, na ktorego krawedzi
    wykruszaly sie dolne nawisy pudru z policzkow, z przyzwyczajenia wydmuchujac
    nieistniejacy dym w jeszcze egzystencjalna, ale juz tleniona grzywke, glosem
    jak idealny dubler do dubbingu Tiny Turner monotonnie i egzaltowanie
    tokowala o glebi trzeciej czesci delirki Kardiana.
    .....Rozpatrujac rzecz w kategoriach eschatologicznych, jej dzialalnosc w
    tym czyms, co w Starej Budzie nazywa sie obecnie Instytutem Nauk
    Humanistycznych, miala jednak pewien odcien pozytecznosci. Dzieki jej
    talentowi pedagogicznemu paru ludzi definitywnie przenioslo swe
    zainteresowania na calki i rozniczki, a inni zaczeli malowac lub poszli na
    zootechnike. Tym samym tempo narastania w kolejnym pokoleniu tlumu
    budzetowych humanistow zostalo na pewien czas przyhamowane o ulamek
    procenta.
    .....
    .....Przelom w postrzeganiu tego, co poeta chcial powiedziec, nastapil u
    Hryny Hryniewicz nieco pozniej, w epoce juz zaawansowanej Grubej Kreski,
    kiedy wlasnie szykowala sie ona do przeprowadzenia w Polsce zamachu stanu.
    Zamach zaplanowano, wykonano i zaklepano w ciagu jednej czerwcowej nocy,
    pokwitowanej nazajutrz na stosownych, jedynie slusznych lamach wyziewem
    jednej Szymborskiej o tym, jakim to wielkim zlem jest nienawisc - z jasna
    sugestia czyja, ale z niejasna do kogo (w zamachu zreszta chodzilo o to
    wlasnie aby te niejasnosc utrzymac za wszelka cene).
    .....Calkiem blisko tej pamietnej daty, odbyla sie premiera czegos, co
    wowczas nazywano wybitnym filmem, a co nosilo tytul "Europa Europa", zostalo
    wytworzone przez bardzo wielka pania rezyser Holland-from-Poland i trwalo
    okolo dwoch godzin (ktore - miejmy nadzieje - przymusowym widzom zostana
    zaliczone na poczet Czysca). Zgodnie z obowiazujaca pozniej wykladnia Hryny
    Hryniewicz, dzielo to nie mowilo o niczym innym, tylko o nieslychanej
    madrosci jaka wykazuje pewien narod (skadinad zreszta wybrany), co to przy
    pomocy drobnego chirurgicznego zabiegu nieusuwalnie zaznacza wszystkie swoje
    niemowlaki plci meskiej. Takie oseski, kiedy juz podrosna, dosc skutecznie
    chroni to przed pokusa wyparcia sie swych korzeni i to nawet gdyby wypadlo
    im byc czlonkami organizacji skadinad tego akurat narodu niezbyt
    szanujacej - dajmy na to Hitlerjugend. No, w kazdym badz razie chroni je
    dotad, dopoki nie musza razem z organizacyjnymi przyjaciolmi pojsc pod
    wspolny organizacyjny prysznic.
    .....Niewykluczone co prawda, ze narod ow wykazalby sie moze madroscia
    jeszcze wieksza ustanawiajac zabieg o efektach, ktorych wykrycie nie
    wymagaloby az kapieli z przyszlymi Grassami (Ginterami, nie mylic z Grossem
    Janem Tomaszem - chociaz troche mozna). Moze na przyklad mogloby to byc cos
    z repertuaru Vinceta Van Gogha, albo - powiedzmy - Dartha Vadera gdy sie
    wprawial na mlodym Skywalkerze? No i moze jeszcze gdyby bylo to cos, czego
    nie praktykuje cirka polowa gatunku, nie bedac jednak z tego powodu do
    niczego wybrana.
    .....Ale az tak daleko idacych wnioskow zaden arcyromantyczny bohater Hrynie
    juz nie podsunal - widocznie byli akurat zajeci kolowaniem dla niej drugiej
    na ten dzien paczki fajek. Zamiast tego w tym czyms, co Hryniewicz nazywa
    swoja glowa, z wolna zaczela sie krystalizowac spojna interpretacja dziejow
    ludzkosci, jako usilowania podludzi (podczas ostatniej wojny zwacych siebie
    nadludzmi) dazace do eksterminacji najwybitniejszego, najpoczciwszego i
    najbardziej prawego narodu Nadludzi (podczas ostatniej wojny zwanego
    podludzmi). Z tego to powodu Nadludziom naleza sie obecnie szczegolne
    wzgledy i przywileje - krotko mowiac wszystko i od kazdego, z pensja za
    istnienie wlacznie.
    .....Poniewaz akurat trwalo energiczne sprzatanie po zamachu stanu, drugie
    pokolenie najezdzcow z 17 wrzesnia roku 1939 - dzieci dziadka Fejgina, babci
    Danielak-Wolinskiej i wujka Michnika (Stefana) - lansowalo wlasnie teze, ze
    nazwanie komunistycznym zbrodniarzem komunistycznego zbrodniarza, ktory we
    wczesnym dziecinstwie tez przypadkowo przeszedl taki chirurgiczny zabieg
    utrwalania korzeni, jest przejawem owej slawnej ostatnio, groznej i
    zarazliwej choroby zwanej antysemityzmem. Nawet juz nie wspominajac czym
    byloby nazwanie tak tych sposrod ukorzenionych zbrodniarzy, ktorzy
    bynajmniej nie tylko sie jeszcze nie przeniesli na lono Abrahama, ale nawet
    ciesza sie okazjonalnym szacunkim - w tym zwlaszcza gruntownym
    przedawnieniem wszystkiego, co porabiali do przedwczoraj.
    .....Hryna Hryniewicz swoim wkladem w najnowsza historiozofie trafila wiec w
    samo sedno oczekiwan i z dnia na dzien stala sie ceniona i powazana. Nie az
    tak moze jak onegdaj Mieciu Stefanow, ale bo tez nastepca Tadzia Grubej
    Kreski na odcinku nauki i kultury, brodaty Bronek Lewartow, nie mial
    zwyczaju ponizania sie do spotkan z byle kim (a przynajmniej nie mial az do
    pewnego dzionka kiedy to, prowadzac po wariacku swego merca, spotkal sie
    czolowo z byle kim - i tyle profesora Lewartowa widziano). Po dzis dzien
    jednak Hryna Hryniewicz bywa wywiadowana przez rozne niezbedniki inteligenta
    (naprawde oni tam maja cos o takim tytule) na okolicznosc tego, jakiez to
    fragmenty materialu do przerobienia mlodziez lubi najbardziej i co takiego w
    nich znajduje.
    .....Bo ktoz moze na ten temat wiedziec wiecej niz wlasnie ona?
    .....
    .....Ktos, kto z jakis tajemniczych powodow doczytal az do tego miejsca
    (choc jak do tej pory nie bylo jeszcze niczego o motocyklistach), moglby tu
    wtracic, ze ta garsc zebranych z przeszlosci wspomnien na temat Hryny
    Hryniewicz nie uzasadnia przywolywania specjalnie dla niej az samego diabla.
    .....Tak sie jednak sklada, ze ani Karol Marx ani Antoni Gramsci tez nikomu
    osobiscie krzywdy nie uczynili, a mimo to wymyslona przez tego pierwszego
    zaraza trwa na calym swiecie juz od dziewiecdziesieciu lat (ostatnie
    przerzuty wystapily w Zimbabwe i Wenezueli, a nieco wczesniej w Hiszpanii) i
    wcale nie wyglada na to, zeby sie miala ku koncowi. Procz tego, gdzie tylko
    sie dotad pojawila, zawsze zostawiala osad niespelnionych sierot, dalej
    zatruwajacych kolejne pokolenia, demoralizujac je i zyjac z ich naiwnej
    ignorancji. A gdy sie jeszcze na dobre rozkreci to, co wymyslil ten drugi,
    to dopiero zobaczycie jak wyglada ruszanie z posad bryly swiata. Tymczasem w
    calym tym zamieszaniu glowny (i moze nawet jedyny) problem polega na tym, ze
    aby sie takie koniecznosci dziejowe (obecnie zwane nieco inaczej) mogly
    wydostac z glowy jednego paranoika i, zainfekowawszy odpowiednia ilosc
    innych glow, na jakis czas przerobic jakis obszar w gulag, potrzeba jeszcze
    tylko tlumu dobrze uwarunkowanych baranow, co to mieli w szkole pokrecone
    nauczycielki, a nie byli na tyle cwani zeby ich zbytnio nie sluchac.
    .....Konsekwencje tej smutnej zaleznosci moga objawic sie juz niebawem, a
    prawde mowiac juz objawiac sie zaczely. Drugie pokolenie najezdzcow, po
    dekadach (najczesciej bardzo umiarkowanej) kontestacji Sojuza zbudowanego
    przez ich drogich dziadziow i pradziadziow, ktorym nie do konca wszystko
    wyszlo, z dziwnie znajomym zapalem angazuje sie teraz w budowe sojuza
    zupelnie nowego. Bedzie to wersja ulepszona, jeszcze glebiej przemyslana niz
    poprzednio, jeszcze bardziej postepowa i jeszcze szczelniej obstawiona na
    poczekaniu tworzonymi klasykami - z dawna wymarzona przez Sartre'a, wyknuta
    przez Erenburga, wyintrygowana przez Brzezinskiego i wyagitowana przez
    roznych Chomsky'ch, Zizkow i Cohn-Bendit'ow. Nade wszystko zas dysponujaca
    znacznie doskonalszymi narzedziami inzynierii spolecznej niz klasyczny za
    poprzednim razem diektarow i porozwieszane na slupach kukuruzniki. Roznica
    bedzie tez i taka, ze odwrotnie niz za poprzednim razem Komitet Centralny
    obradowac ma za zachod, a nie na wschod od linii Robbentrop-Molotow.
    .....Co natomiast niewatpliwie bedzie takie samo to kadry, ktore - jak z
    klasykow wiemy - decyduja o wszystkim. Choc ludzie to czesto po roznych
    elitarnych kuznicach dla czerwonych hrabiatek (na przyklad imienia Klimenta
    Gottwalda w Warszawie) od dziecka wykierowani na wzorowych
    internacjonalistow, w razie czego zawsze jednak maja w zanadrzu te swoje
    nieusuwalne korzenie. Co wlasnie czyni ich tak uzytecznymi - jak i za
    poprzednim razem, kiedy to wujek Soso Dzugaszwili posylal ich rodzicow do
    swiezo podbitych (albo niebawem majacych takimi zostac) krajow tak zwanej
    bliskiej zagranicy, gdzie ich z kolei rodzice zyli zasymilowani z tubylcami
    juz od pokolen, ale wciaz na tyle obcy etnicznie i kulturowo, aby byc
    podatnymi na rozne ludobojcze wynalazki o tworzeniu nowej ludzkosci, z nimi
    samymi, naturalnie, w roli glownej. Wujek Soso przestal juz od tamtego czasu
    byc aktualny, ale oni - dzieci i wnuki jego slug, dawniej pomagierzy
    najezdzcow, a obecnie dziedzice swiezo potworzonych dynastii okupantow -
    zostali. A wraz z nimi te ich slynne korzenie, przez ktore kazda krytyka,
    kazdy glos polemiczny czy proste wypomnienie lgarstwa z przedwczoraj w
    starannej, ustawicznej i przez nich samych sterowanej propagandzie jest
    rzecza rownowazna ponownemu uruchamianiu Birkenau. Masa krytyczna baranow
    jest juz przy tym wystarczajaca do tego, zeby nadludzie czesto sami nawet
    nie musieli w tej sprawie zabierac glosu. Sa nieskazitelni, nieomylni i
    nietykalni. I tylko Adolf bezsilnie przewraca sie w grobie, ze to wlasnie on
    im taki prezent sprawil.
    .....Bo madrych tez nie sieja, ale za to czesto ich przycinaja na rowno z
    glupimi, co byc moze jest w historii ludzkosci jedynym planowym dzialaniem,
    ktore przynosi coraz lepsze rezultaty. A Hryna Hryniewicz jest w tym
    procesie tylko jedna z legiona belfrow, z zawodu, wyksztalcenia i powolania
    najbardziej odpowiedzialnych za te kosmiczna tragedie gatunku.
    .....
    .....
    .....Tuz obok Hryny z jeszcze nieocenzurowanego obrazka lypie przyjazna geba
    Kosa. Kos - co trzeba zaznaczyc - w procesie edukacyjnym Zmrogg'a udzial
    mial dosc epizodyczny, ale wart przytoczenia, jako ze to akurat nic
    osobistego.
    .....W bodaj pierwszym dniu swego etatu w Starej Budzie, dokoptowany do
    trojki komisarycznej na maturze z tego czegos, czego wowczas jeszcze nie
    nazywano zadna katedra, Kos przez ladnych kilkanascie minut sluchal dosc
    swobodnych wnioskow plynacych z warstwy werystycznej "Mistrza i
    Malgorzaty" - po czym jednym zdaniem wszystkie je uniewaznil, za podstawe
    podajac fakt, ze Zmrogg tego dnia nie mial na sobie krawata. I to nawet ani
    jednego.
    .....Mimo powyzszej okolicznosci byl to rowniez dzien, w ktorym skonczyla
    sie kariera Kosa jako potencjalnego opiniotworcy dla przyszlych srodowisk
    emigracyjnych. Pozostale dwie trzecie komisji uznaly bowiem, ze jego cieta
    riposta w sprawie Bulhakowa jest oczywiscie bardzo cenna i znaczaca, ale
    krawat do flaneli to jednak pewna przesada, nie robmy wiochy, panowie.
    .....Osobnymi konsekwencjami tej milej pogawedki jest sama obecnosc kosowego
    zdjecia na stronie V LO. Mianowicie, w przeciwienstwie do swego rozmowcy to
    wlasnie on, Kos, zostal w Starej Budzie na drugi rok. A takze - da Bog - na
    wiele nastepnych.
    .....Dozyje tam kompletnego zdziadzienia, jak wielu przed nim. Jego mozg z
    czasem skoleinuje sie zupelnie od cyklicznego walkowania tych samych
    farmazonow, zniecheci od streczenia ich wciaz kolejnym pokoleniom zupelnie
    nimi niezainteresowanych madrali bez krawatow; zlasuje od groszowych intryg
    o nadgodziny, o okrawki premii i ulamki dodatkow za wysluge i specjalizacje;
    a w dniu przejscia na emeryture bedzie juz tylko rozpaczliwe kombinowac
    gdzie by sie tu jeszcze zaczepic, zeby z bezczynnosci nie popasc w kompletne
    wariactwo.
    .....Nigdy sie nie dowie jak bardzo endemiczne jest to cos, co zapewne
    nazywa swoim wyksztalceniem, a co nigdy nie pozwoli mu sie wyrwac do
    prawdziwego swiata - o ktorego istnieniu tez nie bedzie sie mial okazji
    przekonac. Wiedza, ze gdzies calkiem niedaleko krawaty nie decyduja o
    kwalifikacjach, zameldowanie o mieszkaniu a dowody osobiste o osobistej
    wolnosci, bo czlowiek jest tam obywatelem a nie w kolko liczona i z kata w
    kat przeganiana trzoda - ta wiedza nie zakloci mu blogiej iluzji, ze na
    swoim malym, endemicznym poletku w Starej Budzie to wlasnie on jest tym,
    ktory liczy i przegania. Tam, gdzie Kos utknal na dobre, za bezsensowna
    robote placa mu bezsensowne pieniadze i dzieje sie tak wlasnie dlatego, ze
    dzieki temu, co miedzy innymi on sam robi, zyje w nienormalnym, ciezko
    chorym kraju. Ale o tym nie dowie sie takze.
    .....Kos nie dowie sie bardzo wielu rzeczy, lecz nie ma w tym niczego
    nadzwyczajnego. Wszak nigdzie nie jest napisane, ze akurat on powinien
    wiedziec wszystko - ani nawet ze powienien wiedziec cokolwiek.
    .....
    .....
    .....Informacja ta nie jest juz niestety aktualana, ale gdy powstawal ten
    tekst (a w kazdym razie gdy powstawac zaczynal) wciaz jeszcze mozna sie bylo
    dziwic, ze zakrety permanentnego transformatorowania ustroju zdolal w Starej
    Budzie przetrwac takze Zosiak. Moze stalo sie tak dlatego, ze - jak mawial
    Jozef Szwejk - zawsze znajdzie sie ziarno zboza wsrod kakolu, a moze po
    prostu nastapil normalny i zwyczajny cud, z tych, co to sie podobno
    zdarzaja.
    .....W epoce, kiedy jeszcze wierzono we wlasnie dziejace sie odzyskiwanie
    niepodleglosci, a coponiektore zagadkowe fakty naiwnie tlumaczono na korzysc
    roznych eminencji o zyciorysach z bialej plamy - bylo w owych czasach w
    Starej Budzie dwoch takich, ktorzy od samego poczatku nie mieli zadnych
    zludzen. W morzu iluzji, ze wszystko sie zmienia, stanowili wysepke
    cynicznego stoicyzmu, ktory juz zbyt wiele widzial i zbyt wiele sie razy na
    podobne szopki nacial. Jednoczesnie jednak uwazali, ze nawet starania z
    pozoru beznadziejne powinny byc podejmowane przez wzglad na tych
    nielicznych, ktorym byc moze cos z tego zostanie we lbach. Nie oczekiwali
    zbyt wiele, ale robili co mogli. Byli pozytywistami - zamiast lekcji
    prowadzili komplety, korzystajac z okazji, ze poki co jeszcze nie musza byc
    tajne.
    .....Zosiak robil to po swojemu, cokolwiek demoralizujaco, pozwalajac aby
    zalecone do przerobienia dziela aktulanie najsluszniejszych kretynow
    rozplynely sie w pierwszej z brzegu dygresji. Kto wychwyciwszy wlasciwy
    moment bez zmylki zmienil temat, kto na pytanie czy dana lekture przeczytal,
    odpowiedzial ze nie przeczytal ale ze moze ja skomentowac - ten mial reszte
    sceny dla siebie. Dostawal od Zosiaka eksta prezent: mozliwosc pocwiczenia
    dyskusji przed publika, popraktykowania szermierki na bon-moty. Posmakowania
    podziwu widowni, jesli okazal sie zreczny, albo nie, jesli uczen jeszcze nie
    tym razem przerosl mistrza - choc ten i tak w miedzyczasie pozwolil mu ugrac
    calego seta.
    .....Jakkolwiek pod wieloma wzgledami niewatpliwie sie na kliniczego belfra
    zupelnie nie nadawal - a do idealu uosobianego przez Hryne Hryniewicz
    brakowalo mu co najmniej kilku wcielen - Zosiak potrafil przetrwac w
    okolicach, a nawet w samym wnetrzu pokoju nauczycielskiego. Ktos mniej oden
    wyrafinowany na jego miejscu okazywalby moze swym kolegom z tak zwanego
    ciala mniej lub bardziej maskowana niechec, a co najmniej rezerwe. Zosiak
    byl na to zbyt zgodliwy a moze po prostu zbyt dobrze obeznany z
    nieuniknionymi ulomnosciami natury ludzkiej. On otaczajacymi go becwalami w
    randze tytularnych profesorow nie pogardzal - on im wspolczul.
    .....Bez drgniecia powieki wysluchiwal ich, gdy go okazjonalnie znienacka
    wizytowli, wobec przyluchujacej sie niemo klasy dzielac sie przemysleniami
    dotyczacymi tego lub owego, co ich wlasnie oderwalo od ich wlasnych lekcji,
    zastepstw, rad - i czego tam jeszcze, za czego robienie jak psu buda nalezy
    im sie Karta Nauczyciela, dwumiesieczny urlop, wysluga lat i dniowka
    dlugosci dwoch trzecich dniowki w kazdej innej robocie pomiedzy Odra i
    Bugiem. Albo o tym, co ich zdaniem jest niedopuszczalne, skandaliczne i
    haniebne - powiem wiecej: naganne - i co z pewnoscia powinno skonczyc sie
    nieotrzymaniem promocji do nastepnej klasy a nastepnie relegowaniem na
    Biegun Polnocny, a co najmniej do wieczorowki dla pracujacych (ach, co za
    hanba: pracowac!).
    .....Gdy najscie sie konczylo Zosiak odczekiwal dziesiec sekund, po czym
    konkludowal przerwana przed kwadransem mysl, ktora owinieta w zdania
    pozornie mowiace o czym innym, mowila wyraznie, ze sami widzicie, moi
    drodzy, na tym swiecie nie mozna zbyt wiele oczekiwac i czasami trzeba to
    przyjac z wyrozumialoscia, a nawet tolerancja (bo wowczas jeszcze slowo to
    nie mialo obecnego, zlowieszczo polit-poprawnego znaczenia i mozna go bylo
    uzywac bez obawy ze sie wyjdzie na jakiegos zboka).
    .....Byc moze swoja wlasna wyrozumialoscia wobec ludzi, ktorych tylko z
    wielkim trudem mozna bylo posadzic, ze na nia zasluguja, Zosiak staral sie
    spowodowac cos w rodzaju lawiny, ktora obieglwszy grono wzajemnie sie ze
    soba stykajacych nauczycieli i ucznow, lukiem wroci do niego, wybawiajac go
    od tlumaczenia sie z tego, z czego tlumaczyc sie nie zamierzal. Emanowal tym
    nastawieniem, poniewaz uwazal, za sam go potrzebuje, za swe nieprawowyslne
    grzechy i pedagogiczne zaniedbania.
    .....Nie jest do konca jasne czy zdawal sobie sprawe, ze u podstaw tej
    kombinacji tkwily naraz dwa fundamentalne bledy. Nikt i nigdy nie
    zaobserwowal wzorcowego funcjonariusza tak zwanej edukacji w chwili
    okazywania wyrozumialosci - i to po pierwsze. A po drugie, nie istnial zaden
    powod aby ktokolwiek, komu przyszlo w Starej Budzie brnac przez owczesna
    Katedre (i tak dalej), mial sie po zetknieciu z Zosiakiem zawahac czy mu sie
    rozgrzeszenie nalezy. W ten sposob przerwany w dwoch miejscach (i przez to w
    zasadzie w ogole nieistniejacy) obieg wyrozumialosci jakos funkcjonowal,
    poniewaz tego wlasnie po nim oczekiwano. Bylo z tym wiec troche tak jak z
    przyslowiowym karaibskim piratem, co to nosi przepaske na wybitym oku i ma
    hak zamiast dloni, i przez jednoczesne wystapienie obu tych przypadlosci nie
    moze ani dobrze szermowac ani celnie strzelac - ale znow gdyby mu te dlon i
    oko na powrot przyprawic od razu przestalby wygladac na pirata, chocby i sto
    razy nim byl.
    .....Bedac takim wlasnie, w zasadzie niemozliwym ale fabularnie niezbednym
    piratem, Zosiak jako bodaj jedyny tolerowal lekcyjnych czytaczy. Interesowal
    sie ich wyborami, komentowal je, sugerowal nastepne, wspominal wlasne. Byc
    moze uwazal, ze na tym wlasnie, a nie na czym innym, polega cel nauczanego
    przezen przedmiotu. Trudno dzis stwierdzic, na ile postepowal tak
    specjalnie, a na ile najpierw go to bawilo i dopiero pozniej dorobil do tego
    teorie (czy moze raczej - pozwolil aby zostala don dorobiona przez
    uczniowska klechde). Moze zreszta przyczyna tkwila w czyms zupelnie innym -
    we wlasnie wtedy rozwalajacym boksofisy "Stowarzyszeniu umarlych poetow".
    Nie bylby to w koncu najgorszy z mozliwych pretekstow zosiakowego lenistwa -
    a i sama bajka tez miala swoja sugestywna moc, z tych co to bez klopotu i
    wstydu dzialaja na ludzi procz tego na codzien zupelnie rozsadnych.
    .....Do tej, byc moze nie calkiem z Robina Williamsa zgapionej roli
    Kapitana, Zosiak nie mial zadnej mogacej mu zagrozic konkurencji. Albowiem
    poza Hryna Hryniewicz, ktora z pewnoscia nikomu nie bylaby w stanie odebrac
    fanow, oraz jeszcze jedna nieskonczenie zalosna istota nazwiskiem Marcinska,
    na niwie tak zwanej kultury w Starej Budzie produkowal sie podowczas tylko
    niejaki Curylo.
    .....
    .....
    .....Curylo straszyl w klasach, ktore nie mialy profilu
    matematyczno-fizycznego i w zwiazku z tym nie wymagano tam zbyt
    wyrafinowanego obycia z dorobkiem umyslowym cywilizacji. Proste przerycie
    aktualnej listy zadanych przez MinEd lektur i nastepnie wyklepanie na blache
    zawartych tam tak zwanych "tez", albo inaczej "problemow", plus ewentualnie
    umiejetnosc zrecznego wyluskania z zadanego wierszydla interpretacji zgodnej
    z tematem biezacej lekcji - dla przyszlych inteligentow z mianowania uwazano
    to za zestaw w zupelnosci wystarczajacy.
    .....W zupelnosci umozliwial on tez najbardziej efektywne - bo calkowite -
    wykorzystanie talentow pedagogicznych samego Cyryly. Tym samym usadowienie
    go w pionie "humanow" pocztac nalezy za dowod personalnego geniuszu Miecia
    Stefanowa; jeden z wielu zreszta, bo bez opanowania sztuki kadrowych gier -
    bez zglebienia kunsztu posylania wlasciwych ludzi we wlasciwe miejsce,
    ustawiania odpowiednich ukladow, odnajdywania wlasciwych dojsc i dokonywania
    w pore wlasciwych odciec - Mieciu Stefanow nie zdolalby przecie na stolcu
    Starej Budy przetrwac az tylu cyklicznie zmieniajacych sie ekip
    namiestniczych Pryla, a na koniec, gdy Pryl ulegl rozpadowi, zostac jeszcze
    wybitnym opozcjonista, z tych co to sie zawsze przeciwstawiali i w ogole.
    Przez transformacje ustrojowa, koniec cytatu, w roku osiemdziesiatym
    dziewiatym Mieciu Stefanow przeszedl rownie plynnie jak przez wszystkie
    poprzednie zawirowania, co z pewnoscia swiadczy o nim, ale co tez daje duzo
    do myslenia o niej - wszak Mieciu Stefanow nie byl jedynym Mieciem z tlumu
    roznych Mieciow, ktorzy przetrwali do naszych czasow, dalej robiac to samo i
    w tych samych miejscach gdzie ich posadzono gdy nasze czasy nalezaly jeszcze
    do majacej nigdy nie nastapic przyszlosci.
    ....Wracajac zas do Curyly - nad ktorego glowa przetaczly sie sprawy
    przerastajace wowczas o glowe nie tylko takich jak on - to byl to osobnik o
    dosc niewyszukanym sposobie bycia, a ponad to posiadal i te zalete, ze do
    pracy przyjezdzal tarpanem. Mial zwyczaj bezpretensjonalnego parkowania go
    na szkolnym boisku, gdzie zgnilo-piaskowo-brazowa maszyna logicznie
    komponowala sie z haldami przygotowanego na zime wegla koksujacego.
    .....Podczas kazdej lekcji Curylo mozolnie i konsekwentnie wysiorpywal w
    charakterystyczny dla siebie sposob pazona herbate. Technika pazenie a la
    Curylo wymagala skrupulatnego kolekcjonowania torebek z poprzednich pazen az
    do tygodnia wstecz i stopniowego uzywania ich razem w zastepstwie nowej
    torebki, ktora dzieki temu mozna bylo zaoszczedzic az do nastepnego tygodnia
    wlacznie. Jak sie wydaje, Curylo nie byl teinowcem, a w kazdym razie
    zdiagnozowanym. W gre wchodzilo raczej cos w rodzaju rytualu. W curylowych
    stronach rodzinnych herbate pijali najwyrazniej tylko umyslowi i tacy co
    "okonczyli kursa", a on - Curylo - byl przecie teraz kims znacznie
    znaczniejszym. Chodzilo o to, aby nikt tego faktu nie przeoczyl.
    .....Curylo nie zaciagal, nie mial borynowych wasow, nie nosil cizm,
    filcowego kapelusika ani portek na sznurku - ale kazdy z tych elementow
    pasowalby do niego idealnie i dlatego bez nich wszystkich sprawial wrazenie
    dojmujacej niekompletnosci. Z czasem byl chyba nawet tego coraz bardziej
    swiadom, ale procz tej drobnej rysy na charakterze doprawdy dla nikogo nie
    stanowil zadnego zagrozenia. Jesli w pozostale aspekty spolecznego awansu
    wkladal tyle samo zaangazowania co w picie tych swoich siekierowatych
    herbat, to do dzis zostal juz z pewnoscia wykladowca akademickim, a - kto
    wie? - moze nawet sam skonczyl jakies studia.
    .....
    .....
    .....I znow, jak w przypadku notki o Zosiaku, zmiana musiala nastapic
    najdalej w ciagu ostatnich szesciu czy moze osmiu miesiecy. Poprzednia
    (jeszcze nie upstrzona zlosliwymi skryptami) wersja portalu w
    przeciwienstwie do aktualnej nie pomijala bowiem ostatniego ocalonego z
    pogromu, jakim najwyrazniej stalo sie powstanie w Starej Budzie Instytutu
    Nauk Humanistycznych. Jeszcze pol roku temu Luty figurowal tam na zdjeciu u
    dolu strony, w tym samym co zawsze popielatym swetrze w trapezy, znanym
    pokoleniom penitentow V LO rownie dokladnie jak znany im byl wlasciciel tej
    mitycznej sztuki odziezy.
    .....Nikt wlasciwie - a naturalnie najmniej sam Luty - nie mial nigdy
    najmniejszej watpliwosci, kto po abdykacji Miecia Stefanowa powinien
    odziedziczyc namiestnictwo Starej Budy. Nie chodzilo o to, zeby mial w tym
    wzgledzie jakies szczegolnie przesadzone mniemanie o sobie. Co to, to nie.
    Byla to po prostu obiektywna konstatacja rownie obiektywnego faktu, ze on,
    Luty, jest najbardziej obowiazkowy, elekwentny i obyty - no i najlepiej
    wyglada na scenie.
    .....I rzeczywiscie: przy specjalnie obnizonym mikrofonie Luty prezentowal
    sie postawnie, kantki mial uroczyste, w swietle reflektorow godnie
    blyszczaly mu przeswity pod tupecikiem. Z okazji poczatku albo konca roku
    szkolnego, w specjalnie na te okolicznosc wynajetej Filharmonii albo Teatrze
    Slowackiego, Luty przemawial ku zbudowaniu, przestrodze i aby dac wyraz. A
    na koniec konkludowal - i to nierzadko po lacinie: Errare humanum... Eee...
    Errare humanum, et caetera.
    .....Jeslis przypadkiem w nadchodzacym albo nastepnym roku mial miec z tym
    czlowiekiem do czynienia, musiales bratku na tych nasiadowkach ku czci
    swietego Akademiego tkwic, jak jeden antyczny bohater, gdy mu wypadlo
    oczyscic wyjatkowo zaniedbana stajnie
    .....- Cholera, chyba bede tu tkwic do usranej smierci, - mowil bohater.
    .....- Ty jeszcze nie masz pojecia co to jest usrana smierc, - odpowiadal
    krol Augiasz i podkrecal Lutemu glosnosc, zeby sie nic nie uronilo.
    .....Luty uswietnial wszystkie oficjalne ceremonie i byl na nich zawsze
    gwiazda numer jeden. No, chyba ze musial ustapic Mieciowi, ktorego
    okazjonalnie tez nachodzila ochota na publiczny wystep. Wtedy stawala sie
    rzecz niezwykla: widownia, wymeczona stekaniem Miecia Stefanowa, na widok
    czajacego sie w drugim rzedzie Lutego zaczynala nagle za nim tesknic. I, gdy
    na koniec na pare zdan dorywal sie do sitka, sprawiala mu taki aplauz, ze
    musial bisowac. Prawdopodobnie to wlasnie przy takich okazjach przesadzil
    sie jego los; Mieciu Stefanow nigdy co prawda nie byl przesadnie msciwy, ale
    przeciez we wszystkim sa jakies granice.
    .....Rzecz wszakze w tym, ze ludzi naprawde wielkich zadne granice sie nie
    imaja. U Lutego objaw ten wystepowal pod postacia jego niecodziennych
    fanaberii. Od kazdego napotkanego wymagal on na przyklad bezwzglednego
    posiadania tarczy przyszytej do ubrania. Zadal aby mu sie klaniano na ulicy.
    Oczekiwal, ze wszyscy beda trzymac wahadlowe drzwi, przez ktore wlasnie
    przechodzi, ze beda wstawac kiedy on przybywa na lekcje, i ze podczas jej
    trwania nikt nie poswieci ani odrobiny uwagi niczemu poza jego osoba.
    Wydawalo mu sie, ze to on, a nie drzwonek, wyznacza moment kiedy sie lekcja
    konczy. Z upodobaniem przywolywal przyklady swych poprzednich klas -
    wywlekal jakichs starcow i nieboszczykow, mowil o nich "moi uczniowie" jakby
    chodzilo o jakis Platonow co sie tlumem zbiegli do Sokratesa. Wymagal dla
    siebie bezwzglednego szacunku i moze wlasnie dlatego z trojki grasujacych
    wowczas w Starej Budzie historykow tylko on tego szacunku nie mial za grosz.
    .....Dla wszystkich wokol byl uciazliwy i namolny, ale trzeba uczciwie
    przyznac, ze siebie samego tez nie oszczedzal. Bez kapryszenia wprowadzal i
    wyprowadzal wszystkie aktualne w danym momencie sztandary, jak bylo trzeba
    stawal na bacznosc przed portretami i gdy bylo trzeba odczytywal wiersze ku
    czci. Jednoczesnie co niedziele ministrowal u swietego Wojciecha w Rynku
    albo - jako byly harcerz - u swietego Idziego na drugim koncu Grodzkiej. W
    szkole i poza nia od kopa intonowal wymagane na dana okazje hymny,
    ekumenicznie nie przejmujac sie ich wzajemnymi sprzecznosciami - moze po
    prostu uwazal, ze tak czy owak wyslawiaja one tylko jego samego, i jego
    nieskazitelna lojalnosc.
    .....Gdyby jeszcze do tego wszystkiego byl znana ze swej elastycznosci
    menda, wybitnym cwiercinteligentem do wynajecia czy renomowanym geriatrykiem
    na godziny - albo gdyby choc posiadal przodkow we wlasciwej agenturze z
    wlasciwego KPPu - do dzis zostalby juz z pewnoscia co najmniej
    trzeciorzednym zdalnie sterowanym autorytetem, a przy odrobinie fartu w
    kolejnosci dziobania moze nawet dopuszczono by go do rzedu drugiego, gdzie
    wyrabialby wierszowke w jakims pieknie sie rozniacym, koniec cytatu,
    gronie - no, chyba ze akurat Szechterowi lub Maleszce (lub tez obu naraz)
    popsulyby sie telefony i wtedy przez jakis czas reszta grona nie wiedzialaby
    co o tym czy o owym mysli.
    .....Ale Luty byl tylko pomniejszym belfrem, mogl wiec moralizowac,
    perorowac i pouczac, oraz puszyc sie przed kim mozna i plaszczyc przed kim
    trzeba, tylko na mala, szkolna skale. Jako kieszonkowa odmiana konformisty
    liczyl na lokalna, na swoja miare skrojona nagrode.
    .....Czy to naprawde bylo az tak wiele?
    .....
    .....Istnieje nie calkiem pozbawiona podstaw teoria, ze tym, co pograzylo
    kariere Lutego, byla wlasnie ta jego uparta sklonnosc do jednoczesnego
    moszczenia sobie kata i u pana Boga i u pana diabla. A dokladniej rzecz
    ujmujac - tylko polowa tej sklonnosci.
    .....W czasach gdy Mieciu Stefanow szykowal sie do przejscia w odstawke,
    calkiem powaznie panowala bowiem koncepcja, ze na skutek bankructwa
    najlepszego na swiecie ustroju (wowczas nazywalo sie to "upadkiem
    komunizmu") na niespotykana skale rozwinie sie w Polsce fanatyzm religijny.
    Sluszne lamy (te od wyziewow Szymborskiej) roily sie wtedy od jakis
    katolickich ajatollachow, koniec cytatu, od polowan na czarownice, sadow
    kapturowych i tak dalej - zdaje sie, ze cztelnikow tego codziennego dodatku
    do czyichs wysokich obcasow nie straszono tylko Garbusem z Notre-Dame. Mialo
    to charakter wyjatkowo zarazliwej epidemii; ulegali jej nawet autorowie
    publikujacy dopiero od niecalej dekady, a wiec - jak sie moglo zdawac -
    wolni od roznych ideologicznych schorzen. Kto pamieta pochodzace z tamtego
    okresu opowiadanie Sapkowskiego pod tytulem "W leju po bombie" - z niejakim
    Chomikiem Kalakutasem, co jako pol-Litwin "nie podpadal pod Kurie" - ten wie
    o czym mowa. Po dzis dzien zreszta kraza po Sieci rozpuszczane wtedy przez
    hieny Urbacha kawaly o "czarnych", mimo ze po wpadkach z roznymi Hejmami,
    Paetzami i Wielgusami (a nie zapominajmy tez o roznych Muszynskich i
    Zycimskich) wiadomo juz jak wielu z tych czarnych przez caly czas bylo jak
    najbardziej czerwonymi (choc Stendhal zapewne bardzo by sie na to zdziwil).
    .....I w takim wlasnie niespokojnym czasie Luty, zamiast podpisywac listy
    otwarte intelektualistow od skrobanek (wowczas zwanych przerywaniem ciazy)
    albo wypowiadac sie gdzie popadnie, chocby w "Magazynie Wedkarskim", ze jego
    zadne teczki nie interesuja (a juz szczegolnie tajne, ktorych zreszta w
    ogole nie ma, a nawet jak sa, to nie zawieraja prawdy, a nawet jesli jest to
    prawda, to bylaby ona krzywdzaca, wiec trzeba skonczyc z rozgrzebywaniem
    ran) - zamiast tego wszystkiego on, jak gdyby nigdy nic, po dawnemu beltal u
    Idziego belta z woda, gasil i zapalal swieczki, przynosil i wynosil,
    podstawial i dzwonil - i co sobote odprasowywal komezke, zeby nazajutrz
    rowno stala. W takiej sytacji ewentualne wstawiennictwo za nim Miecia
    Stefanowa u Tadzia Grubej Kreski moglby miec jakis skutek tylko gdyby ten
    pierwszy byl wikarym a ten drugi plebanem - ale oczywiscie wtedy Kiszczak
    musialby byc swietym Piotrem, a Czernomyrdin albo Burbulis (czy kto tam
    akurat zarzadzal dystrybucja gorzaly w barku Jelcyna) zapewne osobiscie
    panem Bogiem. Taki schemat odzwierciedla co prawda pewna hierarchie ale jest
    dosc watpliwe aby awanse w jej ramach odbywaly sie akurat dzieki sluzeniu do
    jakiejkolwiek mszy.
    .....Po - jak sie zdaje - definitywnym zejsciu Lutego ze strony Starej Budy,
    a tym samym moze i takze ze sceny Historii, rozwazania nad jego dalsza
    kariera moga juz tracic niejaka bezprzedmiotowoscia. Nie odpuscmy sobie
    jednak tego krotkiego akapitu, gdyz kto wie czy mimo wszystko w przyszlosci
    nie okaze sie on jeszcze proroczy. Znane sa wszak przypadki (a na pewno
    bardzo dobrze znany jest jeden) emerytowanych biologic z podstawowki na
    tylach Hali Targowej, ktore po ilus tam dekadach tlumaczenia osmioklasistom
    jak to robia motylki, w pewnym momencie juz zupelnie przerzucily sie na, tu
    cytat, polityke prorodzinna (nominacja do II edycji Nagrody Samorzadu
    Wojewodztwa Malopolskiego "Amicis Hominum"), koniec cytatu.
    .....Tak wiec, per analogia, mozliwe jest jeszcze, ze i do Lutego - jak
    mawial jeden zdalnie sterowany "Bolek" - karta odwroci sie otworem o trzysta
    szescdziesiat stopni. Obecne czasy sprzyjaja bowiem naglym nawroceniom, jak
    to zwykle w ramach panstwa neutralnego swiatopoglodowo, koniec cytatu, gdy
    bezpardonowa kampania przeciw niewlasciwym swiatopogladom, z typowym dla
    toleracji zaangazowaniem trwa na wielu frontach na raz. Podemonstruje troche
    Luty przeciw homofobii (po polsku: ludziostrach) na jakiejs masowce
    pozwozonych skad sie tylko dalo entuzjastow nietypowego spolkowania; ponosi
    podkoszulek z napisem informujacym ze ma wlasnie menstruacje i ze po nikim
    nie plakal; machnie entuzjastyczna recenzje do ksiazki o tym, ze druga wojne
    swiatowa wywolali zamieszkali w Jedwabnem polscy nacjonalisci w celu
    rozprzestrzenienia po Europie antysemityzmu, ale na szczescie niemieccy
    antyfaszysci temu zapobiegli, za co jednak zostali bestialsko wypedzeni (za
    co z kolei teraz im takze nalezy sie pensja za istnienie); w imieniu
    fundacji co ma otwartosc w nazwie (a Sorosa w statucie) zlozy w prokuraturze
    doniesienie w sprawie wolnosci slowa, zagrozonej przez jakiegos oszoloma,
    ktory cos tam wypisuje o jakis nieuzasadnionych roszczeniach jakis
    Swiatowych Kongresow i jakis lobbies, ktore przeciez nie istnieja, wiec w
    ramach tej otwartosci najlepiej byloby go co predzej przymknac, zanim sie te
    nieistniejace lobbies obraza i oberzna dotacje na walke z ludziostrachem,
    albo - co gorsza - przyznaja ja jakiejs konkurencyjnej fundacji
    Precz-z-tym-lub-z-tamtym albo Nigdy-wiecej-tego-czy-owego; wyrazi zal, jak
    jakis czas temu Jacek Fedorowicz, byly satyryk, ze na swiecie istnieja rozne
    gazety, a nie tylko jedna, ta jedynie sluszna i ze ani tym innym, ani ich
    czytelnikom nic sie (jak na razie) nie da zrobic - i, kto wie, moze po tym
    wszystkim znow wyplynie.
    .....Ale o tym utniemy sobie kawalek nastepnym razem.
    .....
    .....
    .....
    .....======
    .....Zmrogg
    .....
    .....
    .....
    .....
    .....Za udzial wzieli:
    .....(in order of appearance)
    .....
    .....Marek Motas, August Witkowski, Walter Swierczewski, Mieciu Stefanow,
    Pietracy, Wachowski, Bolek, Kiszczak, Tadziu Gruba Kreska, Szechter,
    Lewartow, Kordblum, Maria Curie, Diabel (as himself), Hryna Hryniewicz,
    Cymes, Hlasko, Tina Turner, delirka Kordiana, jedna Szymborska,
    Holland-from-Poland, Grass, Gross, Vincet Van Gogh, Darth Vader (z rodzina),
    Nadludzie (postac zbiorowa), dziadek Fejgin, babcia Danielak-Wolinska i
    Michnik (Stefan - nie mylic z tym drugim), byle kto (w epizodzie), Karol
    Marx, Antoni Gramsci, Sartre, Erenburg, Brzezinski (profesor - nie mylic z
    Piaskowym Dziadkiem Siegurdem, ktory nigdy az tyle nie zarabial), Chomsky,
    Zizko, Cohn-Bendit, Robbentrop-Molotow (osobowosc podwojna), Kliment
    Gottwald (juz nie zyje), wujek Dzugaszwili, Adolf (po prostu jakis Adolf),
    Kos, Zmrogg, Bulhakow, Bog (da Bog), Zosiak, Jozef Szwejk, Robin Williams
    (ten od "Capitain, my capitain"), Marcinska, Curylo, tlum Mieciow, Luty,
    sweter Lutego, antyczny bohater i krol Augiasz (w dygresji), Sokrates (w
    przykladzie), Szecher (pol-brat Michnika - ponownie), Maleszka (po raz
    pierwszy ale na pewno nie ostatni), Szymborska (jeszcze raz), Garbus z
    Notre-Dame (imieniem Quasimodo, patrz: Wiktor Hugo), Sapkowski (ten od
    wiedzmina), Chomik Kalakutas (ten od Sapkowskiego), Urbach (ze swoimi
    hienami), Hejmo, Paetz, Wielgus, Muszynski i Zycimski (wszyscy
    zarejestrowani bez swojej wiedzy i zgody, to znaczy moze i co prawda cos tam
    popalali, ale sie na pewno nie zaciagali, a nawet jak sie zaciagali to na
    pewno nic waznego nie powiedzieli, a nawet jak cos tam mowili to na pewno
    nikomu nie zaszkodzili, a nawet jesli i zaszkodzili to na pewno niechcacy, a
    nawet jesli... hm... tego... no... to byloby to rozgrzebywaniem ran),
    Stendhal, wikary, pleban i swiety Piotr, Czernomyrdin, Burbulis i Jelcyn
    (featuring woda ognista), emerytowana biologica, Bolek (ten sam co na
    poczatku), Soros (fundator roznych fundacji) i Jacek Fedorowicz (byly
    satyryk).
    .....
    .....Oraz cialo pedagogiczne, Srody, Janiony, Senyszyny, Szczuki, starcy,
    nieboszczycy, filozofowie, prawnicy, etycy, socjologowie i inne szumowiny
    (patrz: szumowina).
    .....



    __________ Information from ESET NOD32 Antivirus, version of virus signature database
    4749 (20100106) __________

    The message was checked by ESET NOD32 Antivirus.

    http://www.eset.com



strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: