Niecałe 2 tygodnie temu pisałem o tym, że jednego kolarza mniej z tych
jeżdżących obok ścieżek rowerowych. Wczoraj wracam do domu jeszcze w
ciągu dnia. Korek jak nigdy. Pomyślałem - pewnie święto zmarłych.. i
niewiele się pomyliłem. Po kilkunastu minutach wleczenia okazało się, że
przy dokładnie tej samej ścieżce co poprzednio, znów rowerzysta oberwał.
Policja, osobówka na trawniku i koło rowerowe (układ jest tam taki:
chodnik, DDR, trawnik z drzewkami, jezdnia). Nie miałem czasu przyjrzeć
się, czy to kolarka, ale raczej tak, bo tylko ich właściciele nie mają
instynktu samozachowawczego. Karetka mięso zabrała już do szpitala.
Pomyślałem: dobra, 0:2 - przegrana tych bez pancerzy.

Nie pisałbym o tym, gdyby nie dzisiejsza przejażdżka rowerowa. Otóż jadę
sobie DDR i ... mijam się z kolarzem!!! Z wrażenia oczy przetarłem.
Szkoda, że nie mam Go-Pro bo nagrałbym filmik w wrzucił na YT. Kolarzom
pewnie by łańcuchy z wrażenia pospadały, że ich ziomal hańbi nację :-D
Co gorsze nie wyglądał na pognębionego przez życie. Nie miał korony
cierniowej a kask rowerowy. Krzyża na plecach też nie dźwigał. Co gorsze
- jechało mu się wygodniej niż tym po ulicy obok bo ścieżka idealnie
równa i nie ma studzienek co kawałek. Gość ma w środowisku przerąbane...

Da się? Da się! Tymczasem 0:3

--
Pozdrawiam,
Marek