eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.sci.inzynieria › Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 47

  • 1. Data: 2014-01-12 04:08:28
    Temat: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: Lukasz Kozicki <R...@v...cy.invalid>


    Zakładam nowy wątek, bo mam wrażenie że poprzedni zabrnął w szereg
    nieporozumień, a drzewko zaszło tak głęboko, że już się źle to czyta. W
    szczególności za s wydaje mi się, że K.A. przyjmuje nieco inne założenia
    do dyskusji niż ja i głównie stąd wynika różnica naszych poglądów -
    punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... Spróbuję zatem jeszcze raz
    podejść do sprawy bardziej konstruktywnie, bo mam wrażenie że najpierw
    trzeba wyprostować kilka nieporozumień.

    A. To wyjaśniwszy zauważę jeszcze, że skoro inżyniera raczej nie można
    podejrzewać o wnioskowanie nielogicznie (zasadniczo), to różne wnioski u
    różnych osób mogą, jak sądzę, wypływać:
    a) z odmiennych założeń do wnioskowania;
    b) z odmiennych zakresów danych branych pod uwagę we wnioskowaniu;
    c) z odmiennego podejścia do omawianego zagadnienia.
    Skoro i tak nasza dyskusja ma charakter rozważania wyższości Świąt
    Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy - bo żaden (zapewne) z nas
    nie ma wpływu na jakość nauczania - sądzę, że dla dobra dyskusji warto
    by było dotrzeć do źródeł odmiennego wnioskowania.

    B. Zakładam, że inżynierem nazywamy osobę z dyplomem magistra inżyniera,
    aczkolwiek zdaję sobie sprawę że istnieje taki byt jak inżynier bez
    magisterki, a także że wyższe uczelnie kształcą do stopnia licencjatu.
    Zakładam też tytuł inżyniera zobowiązuje do pewnego dość wysokiego
    poziomu wiedzy i sprawności technicznej. Uważam też że lepiej mieć
    więcej wiedzy niż mniej, ale więcej wiedzy niekoniecznie oznacza np.
    znajomość większej ilości programów - tylko raczej lepsze rozumienie
    tego co te programy robią - w każdym razie tak jest na poziomie
    inżyniera mającego możliwości twórczej pracy w zawodzie. Jeśli komuś
    wystarczy dobra znajomość CAD-a, niech sobie będzie nawet świetnym
    kreślarzem, ale to nie oznacza pracy inżyniera.

    C. Chcę podkreślić że tytuł inżyniera przysługuje nie tylko projektantom
    silników F22 czy wymienników ciepła, ale całej rzeszy specjalistów
    innych specjalności, spośród których tylko część naprawdę potrzebuje
    kwalifikacji do pracy w systemach CAD 3D (np. inżynierowie elektrycy
    tego chyba wcale nie potrzebują, a inżynierowie budowlani rzadko - na
    kilkaset budynków jakich konstrukcje zaprojektowałem, tylko w kilku
    chciało mi się rysować pewne ich elementy w 3D - w pozostałych wypadkach
    byłoby to wytaczanie armaty na wróbla; podobnie rzecz się ma z wieloma
    moimi kolegami po fachu, z którymi mam kontakt - aczkolwiek obliczenia
    3D wykonuję bardzo często, tyle że w budownictwie program obliczeniowy
    jest generalnie odrębny od programu rysunkowego).

    D. Zdaje mi się, że nasza dyskusja sprowadza się do zagadnienia: czy
    lepiej kształcić ludzi którzy zaraz po skończeniu studiów mogą podjąć
    konkretną, określoną pracę do której wykonywania są przygotowani - czy
    lepiej ludzi niedostatecznie przygotowanych praktycznie do podjęcia
    konkretnej pracy, ale posiadających szeroką wiedzę teoretyczną i dobrze
    przygotowanych do adaptacji do zastanych na rynku pracy warunków i
    gotowych do podjęcia różnych zawodów pokrewnych do ich kierunku studiów.
    Ja uważam że to drugie, stąd też wynikają moje poglądy które do tej pory
    przedstawiłem.

    E. Pomijam na razie kwestię jakości nauki na uczelni, chociaż uważam że
    w wielu wypadkach jest ona fatalna i faktycznie - z tego tylko względu -
    stanowi dla studenta stratę czasu.

    F. Pomijam też chwilowo to, że znaczna część studentów świadomie
    prześlizguje się po uczelni niczego się nie ucząc.

    G. Na koniec wyjaśnię, że nie mam obecnie bezpośredniego kontaktu z
    uczelnią - poza tym co pamiętam z moich studiów na PG ponad 20 lat temu,
    wiem co mniej-więcej teraz robi moja córka studiująca na PG
    Architekturę, czasem mi przekazuje pewne informacje od swoich kolegów z
    jaj klasy, którzy poszli na Budownictwo (a którym to kolegom daje korki
    z AutoCAD'a - bo ich zajęcia są bezsensownie prowadzone). Z własnego
    doświadczenia natomiast poza nauką na PG znam też nieco studia we
    Francji, gdzie przed polską magisterką zdobyłem tytuł zawodowy zbliżony
    od naszego licencjatu i tam miałem pierwszą praktykę zawodową.

    H. Na koniec - sądzę, że naprawdę nie każdy może i powinien zostać
    magistrem inżynierem. Część studentów swoim niskimi zdolnościami i
    kiepskim przygotowaniem (z powodu likwidacji egzaminów wstępnych) zaniża
    ogólny poziom studiów i lepiej dla całego systemu edukacji by
    poprzestali na stopniu licencjackim albo wręcz technikum czy
    zawodówce... Być może zresztą z czasem wyodrębnią się takie uczelnie
    które będą rzeczywiście kształcić poli-technicznie, czyli dadzą
    absolwentom wszechstronne kompetencje techniczne - a część uczelni
    będzie zwykłymi wyższymi szkołami zawodowymi kształcącymi przygotowanych
    do pracy specjalistów w wąskich dziedzinach - typu ,,speca od łożysk
    kulkowych o średnicach 2÷3mm".


    To wyjaśniwszy, chciałbym przejść do zasadniczych zagadnień.


    1. Konrad ponawia z uporem pytanie ,,co byś zabrał z programu studiów,
    wkładając w zamian ręczny rysunek?"

    To pytanie zawiera kilka możliwych presupozycji: że rysunku odręcznego
    obecnie nie ma w programie studiów, lub że program studiów obejmuje
    wyłącznie rysunek odręczny, lub że rysunek odręczny jest wykładamy
    zamiast rysunku CAD. Odpowiedziałem na to pytanie już raz, może Konrad
    nie zauważył, skoro 2014-01-10 13:59 tryumfalnie wykrzykuje: ,,OK, nie
    potrafisz odpowiedzieć." Mogę jednak jeszcze raz odpowiedzieć,
    wyjaśniając rzecz dokładniej:
    - Rysunek odręczny jest obecnie w programie studiów na I roku, a potem
    już nie. I pisałem o tym już kilka razy. Być może zresztą jest tylko 1
    semestr a nie cały rok - tego nie wiem, ale zgodziłbym się że ten 1
    semestr to powinno być dość.
    - Na II roku jest rysunek w CAD. Dokładniej: są zajęcia z projektowania
    w AutoCADzie, które niestety przynajmniej na niektórych wydziałach PG są
    bardzo kiepsko prowadzone (i jest to faktycznie zwykła granda i strata
    czasu).
    - Jednocześnie na II roku studenci wykonują projekt w programie CAD.
    Konkretnie: prowadzący dał im dostęp do darmowych licencji edukacyjnych
    dla całego pakietu różnych programów i każdy może sobie na swoim
    komputerze zainstalować co chce i z tego korzystać. Na koniec semestru
    ma oddać projekt - nie w postaci elektronicznej, ale w postaci szeregu
    wydrukowanych planszy, wykonanych dowolnym zestawem programów. Np. moja
    córka wybrała AutoCAD do szkiców, następnie Revit do modelu 3D,
    post-processing rzutów i przekrojów z Revita znów w AutoCADzie, a
    renderingi z modelu z Revita w Showcase. Podobno jej koleżanki robią to
    w AutoCADzie i 3DStudioMax czy jakimś innym programie - nazwy nie
    pamiętam. Każdy może opanować tyle programów ile chce - a wystarczy
    chcieć, na youtube można znaleźć całkiem dużo różnych tutoriali, dla
    chcących działa tez samopomoc studencka.

    Tak więc pytanie Konrada nie ma dobrej odpowiedzi, bo jest źle zadane:
    imputowanie mi że coś proponuję zabrać z programu studiów jest
    nieprawdziwe. Uważam natomiast że jest to zagadnienie typu: czy lepiej
    <<uczyć rysować>>, czy lepiej <<uczyć rysować w CADzie>>. Konrad odpowiada
    że to drugie. Ja odpowiadam, że aby rysować w CADzie najpierw trzeba w
    ogóle coś wiedzieć o rysowaniu - czyli najpierw <<uczyć rysować>> (a przy
    tym wywalić takich studentów którzy nie są w stanie pojąć o co chodzi w
    rysowaniu), a dopiero potem <<uczyć rysować w CADzie>>. Samego zaś
    rysowania w CADzie i tak każdy musi się nauczyć sam, bo niestety
    uczelnia tego nie zapewnia, co mnie również oburza - podobnie jednak
    zapewne uczył się CADa Konrad robiąc, jak sam zauważył, fuchy; ja w
    czasie studiów robiłem zresztą podobnie.


    2. Następne pytanie: ,,dlaczego na politechnikach wciąż traci się czas na
    geometrię wykreślną? Na dodatek kreśląc wszystko ręcznie? Absolwentowi
    politechniki pierwszego dnia w pracy trzeba mówić: zapomnij o tych
    głupotach, niczego tu rzutować nie będziesz, te rzuty robią się same w
    CADzie."

    Odpowiadam: być może zależy od branży, ale w znanych mi przypadkach
    geometria wykreślna jest niezbędna, bo po prostu rzuty się same nie
    robią przy pracy 2D, a nie każdy pracuje w 3D. Tyle że w programie CAD
    można rzutować szybciej niż robi się to ręcznie, co jest oczywiście
    zaletą - ale trzeba i tak rozumieć co się robi. Mało tego, uważam że
    inżynier który nie ma pojęcia o geometrii wykreślnej przypomina trochę
    operatora frezarki: potrafi stworzyć i obrabiać 3-wymiarowy model, ale
    nie do końca rozumie co robi. Dlatego nie zgodzę się z poglądem, że
    nauka geometrii wykreślnej to strata czasu.


    3. Kolejne pytanie ,,Kto odpowiada za taką selekcję studentów, w której
    wywala się ludzi potencjalnie zdolnych, a nie mogących przebrnąć przez
    rzuty Monge'a?"

    Odniosę się do tych <<potencjalnie zdolnych>>: moim zdaniem, ten kto nie
    może przebrnąć przez rzuty Monge'a - być może nada się na niezłego
    kreślarza i może nawet świetnie opanować CADa. Ale jeśli nie może przez
    to przebrnąć, to najprawdopodobniej nie ma wyobraźni przestrzennej i nie
    poradzi sobie z projektowaniem - a w każdym razie nie osiągnie w tym
    takiej biegłości jak ktoś mający dobrą wyobraźnie przestrzenną. Może
    jestem w błędzie, dopuszczam też jakieś wyjątkowe odmienne przypadki -
    ale niech mnie ktoś przekona.


    4. Dalej: ,,Polski [absolwent] nie jest w stanie zrobić kompletnie nic w
    biurze konstrukcyjnym, brytyjski daje radę."

    Nie wiem z kim Konrad miał do czynienia - kiedy ja po studiach (nie od
    razu, bo najpierw podjąłem jakąkolwiek pracę - czyli nie w zawodzie)
    zacząłem pracę jako konstruktor, nikt mnie niczego nie uczył - byłem
    ,,samodzielnym działem projektowym", a jak potrzebowałem pomocy -
    szukałem zewnętrznego konsultanta; dopiero potem firma nabrała ludzi do
    pomocy. Kiedy zmieniłem pracodawcę i sam zatrudniałem ludzi do swojego
    działu - jeden z moich lepszych asystentów (a jak wyglądał test
    przydatności do mojego działu opisałem wcześnie) radził sobie naprawdę
    nieźle z pracą od samego początku. Potem mi zdradził, ze w czasie
    studiów robił za pieniądze zadania dla większości ludzi ze swojego roku.
    I się jakoś nauczył. No cóż, może tacy właśnie ludzie którzy płacili za
    rozwiązywanie za nich zadań - potem są w firmach przez kilka lat
    gnębieni, bo nic nie umieją... Jednocześnie jednak zdaję sobie sprawę,
    że najczęściej absolwent przychodzący do firmy musi zostać przez tę
    firmę przyuczony do konkretnej pracy, bo ma zbyt ogólną wiedzę. Jednak
    wbrew temu co uważa Konrad - sądzę że to wcale nie jest tak bardzo źle.
    Źle natomiast, jeśli firma tak gnębi ludzi, że aż tej firmy znienawidzą.
    To świadczy jednak głównie o złym zarządzaniu personelem przez firmę.

    Pozdrawiam,
    ŁK



  • 2. Data: 2014-01-12 11:19:18
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: "EC.ENG" <l...@g...com>

    W dniu niedziela, 12 stycznia 2014 04:08:28 UTC+1 użytkownik Lukasz Kozicki napisał:

    > B. Zakładam, że inżynierem nazywamy osobę z dyplomem magistra inżyniera,
    >
    > aczkolwiek zdaję sobie sprawę że istnieje taki byt jak inżynier bez
    >
    > magisterki, a także że wyższe uczelnie kształcą do stopnia licencjatu.

    Wyższe może i kształcą, ale chyba nie techniczne. A tytuł inżyniera postawić obok
    licencjata to dość ryzykowane posunięcie.

    > Uważam też że lepiej mieć
    >
    > więcej wiedzy niż mniej, ale więcej wiedzy niekoniecznie oznacza np.
    >
    > znajomość większej ilości programów - tylko raczej lepsze rozumienie
    >
    > tego co te programy robią - w każdym razie tak jest na poziomie
    >
    > inżyniera mającego możliwości twórczej pracy w zawodzie. Jeśli komuś
    >
    > wystarczy dobra znajomość CAD-a, niech sobie będzie nawet świetnym
    >
    > kreślarzem, ale to nie oznacza pracy inżyniera.

    Dlatego ja zaznaczałem, że CAD to ma być narzędzie wykorzystywane do nauki przedmiotu
    jakim jest rysunek techniczny, ale co dla niektórych było to niezrozumiałe. Takim
    narzędziem na niektórych uczelniach jest już CAD parametryczny 3D, zastępując rysunek
    odręczny zwykłym szkicem, który trzeba przerysować na komputerze.

    > C. Chcę podkreślić że tytuł inżyniera przysługuje nie tylko projektantom
    >
    > silników F22 czy wymienników ciepła, ale całej rzeszy specjalistów
    >
    > innych specjalności, spośród których tylko część naprawdę potrzebuje
    >
    > kwalifikacji do pracy w systemach CAD 3D (np. inżynierowie elektrycy
    >
    > tego chyba wcale nie potrzebują, a inżynierowie budowlani rzadko - na
    >
    > kilkaset budynków jakich konstrukcje zaprojektowałem, tylko w kilku
    >
    > chciało mi się rysować pewne ich elementy w 3D - w pozostałych wypadkach
    >
    > byłoby to wytaczanie armaty na wróbla; podobnie rzecz się ma z wieloma
    >
    > moimi kolegami po fachu, z którymi mam kontakt - aczkolwiek obliczenia
    >
    > 3D wykonuję bardzo często, tyle że w budownictwie program obliczeniowy
    >
    > jest generalnie odrębny od programu rysunkowego).

    Elektrycy chyba najbardziej potrzebują CAD. A nawet nie samego CAD co podprogramów
    specjalistycznych. Mając okazję pracować dla branży chemicznej, petrochemicznej,
    energetyki, górnictwa, to własnie branża elektryczna nie wyobrażała sobie pracy bez
    takiego narzędzia jak CAD. I co może być dla Ciebie zaskoczeniem potrafili go
    najlepiej, bo każdy z nich biegle posługiwał przynajmniej jednym językiem
    programowania, dzięki czemu sami wykonywali mnóstwo podprogramów. I jeszcze
    ciekawostka, warunkiem do stawania w niektórych przetargach była/jest konieczność
    wykonania projektu w konkretnym programie (powszechnym wśród elektryków, budowlańców
    itd.).

    Wracając do budowlańców - w biurach wielobranżowych budowlanka to najważniejszy dział
    pod względem wygrywania ofert, bo to oni dają podkłady koncepcyjne itd. Wiele firm
    polskich niestety upada (znam to z autopsji), bo niektórym trudno zaakceptować, że
    czas to pieniądz i nie da się tego samego w tym samym czasie zrobić w AC i programach
    specjalistycznych, ale typowych dla budowlanki jak ProSteel czy innych zintegrowanych
    z programami CAD dla innych branż (PDMS, Bentley itp).

    P.S. Czym są obliczenia 3D? Jeśli mówimy o programach typu Robot, Tekla to dziś to są
    podstawowe narzędzie budowlańca przemysłowego, a nawet tak podstawowe, że dla
    większości firm z jakimi miałem styczność znajomość Eurocodów sprowadza się do zmiany
    w programie z PN na EN.

    > E. Pomijam na razie kwestię jakości nauki na uczelni, chociaż uważam że
    >
    > w wielu wypadkach jest ona fatalna i faktycznie - z tego tylko względu -
    >
    > stanowi dla studenta stratę czasu.

    Dlatego każdy z nas zgodzi się, że marnowanie czasu wynika z wciskania zapychaczy
    kosztem przedmiotów zawodowych, oraz z archaizmów jakie dalej uczy się na studiach.
    Później te marnowanie czasu odczuwa pracodawca.

    > Być może zresztą z czasem wyodrębnią się takie uczelnie
    >
    > które będą rzeczywiście kształcić poli-technicznie, czyli dadzą
    >
    > absolwentom wszechstronne kompetencje techniczne - a część uczelni
    >
    > będzie zwykłymi wyższymi szkołami zawodowymi kształcącymi przygotowanych
    >
    > do pracy specjalistów w wąskich dziedzinach - typu "speca od łożysk
    >
    > kulkowych o średnicach 2÷3mm".

    Zawęziłeś strasznie temat, a zapomniałeś że na uczelniach technicznych jest coś
    takiego jak specjalizacja, którą dzisiaj zastąpił mgr. 3,5 roku zasuwa się razem na
    uczelni ucząc się tych samych przedmiotów, po czym każdy ma możliwość wybrać
    specjalizację. Jeśli jest nią projektowanie kulek w zakresie 2-3mm to ok, możliwie że
    takie właśnie jest zapotrzebowanie na rynku, ale to nie oznacza, że taka osoba nie ma
    podstaw ogólnych, które zdobył na inżynierce. Mam kolegów kończących wydział
    mechaniczny (starym systemem, czyli 5 lat studiów kończy tytuł inż. mgr) pracujących
    na budowach (instalacje gazowe, rurociągi itp.), a w Polsce tylko dla "papierka"
    studiują na najłatwiejszym kierunku budownictwa, żeby zdobyć uprawnienia. Co
    najlepsze pracodawca świadomie zatrudnia mechaników, bo jak to ocenił: nie chce już
    gości od pieczątek...

    > To pytanie zawiera kilka możliwych presupozycji: że rysunku odręcznego
    >
    > obecnie nie ma w programie studiów, lub że program studiów obejmuje
    >
    > wyłącznie rysunek odręczny, lub że rysunek odręczny jest wykładamy
    >
    > zamiast rysunku CAD. Odpowiedziałem na to pytanie już raz, może Konrad
    >
    > nie zauważył, skoro 2014-01-10 13:59 tryumfalnie wykrzykuje: "OK, nie
    >
    > potrafisz odpowiedzieć." Mogę jednak jeszcze raz odpowiedzieć,
    >
    > wyjaśniając rzecz dokładniej:
    >
    > - Rysunek odręczny jest obecnie w programie studiów na I roku, a potem
    >
    > już nie. I pisałem o tym już kilka razy. Być może zresztą jest tylko 1
    >
    > semestr a nie cały rok - tego nie wiem, ale zgodziłbym się że ten 1
    >
    > semestr to powinno być dość.

    Kolega z Niemiec relacjonował mi (o czym już pisałem), że u nich jest "szkic", bo
    trudno to nazwać rysunkiem technicznym i nikt poważnie tego przedmiotu nie traktuje.
    Więc czy to oznacza, że budowlańcy w Niemczech nie nadają się do pracy w tym
    zawodzie?

    > Tak więc pytanie Konrada nie ma dobrej odpowiedzi, bo jest źle zadane:
    >
    > imputowanie mi że coś proponuję zabrać z programu studiów jest
    >
    > nieprawdziwe. Uważam natomiast że jest to zagadnienie typu: czy lepiej
    >
    > <<uczyć rysować>>, czy lepiej <<uczyć rysować w CADzie>>. Konrad odpowiada
    >
    > że to drugie. Ja odpowiadam, że aby rysować w CADzie najpierw trzeba w
    >
    > ogóle coś wiedzieć o rysowaniu - czyli najpierw <<uczyć rysować>> (a przy
    >
    > tym wywalić takich studentów którzy nie są w stanie pojąć o co chodzi w
    >
    > rysowaniu), a dopiero potem <<uczyć rysować w CADzie>>. Samego zaś
    >
    > rysowania w CADzie i tak każdy musi się nauczyć sam, bo niestety
    >
    > uczelnia tego nie zapewnia, co mnie również oburza - podobnie jednak
    >
    > zapewne uczył się CADa Konrad robiąc, jak sam zauważył, fuchy; ja w
    >
    > czasie studiów robiłem zresztą podobnie.

    A mi się wydaje, że Konrad chciał dać do zrozumienia, że CAD i to nie 2D, bo tego już
    potrafią w technikum, powinien być narzędziem do nauki, a nie samą formą nauki
    programu. Jasne jest, że przy nauce rysunku będzie trzeba nauczyć się programu, ale
    nie jest to tylko obsługa samego programu. Ale jaki kraj takie zapotrzebowanie. W
    Polsce walczy się jeszcze miejscami z przewagą CAD 2D nad rysunkiem ręcznym, więc jak
    tu wprowadzić na uczelni nowoczesne narzędzie dla inżyniera? Mam porównanie jak brak
    technicznego postępu w wykonywaniu dokumentacji spowodował likwidację prawie całego
    działu w firmie.

    > Mało tego, uważam że
    >
    > inżynier który nie ma pojęcia o geometrii wykreślnej przypomina trochę
    >
    > operatora frezarki: potrafi stworzyć i obrabiać 3-wymiarowy model, ale
    >
    > nie do końca rozumie co robi. Dlatego nie zgodzę się z poglądem, że
    >
    > nauka geometrii wykreślnej to strata czasu.

    CEF chyba może coś tu powiedzieć więcej :) Mylne pojęcie, bo dobry frezer czasem
    lepiej wie co robi niż kolega z biura co mu zrobił rysunek.

    > 4. Dalej: "Polski [absolwent] nie jest w stanie zrobić kompletnie nic w
    >
    > biurze konstrukcyjnym, brytyjski daje radę."
    >
    >
    >
    > Nie wiem z kim Konrad miał do czynienia - kiedy ja po studiach (nie od
    >
    > razu, bo najpierw podjąłem jakąkolwiek pracę - czyli nie w zawodzie)
    >
    > zacząłem pracę jako konstruktor, nikt mnie niczego nie uczył (...)

    Kiedy zacząłeś pracę... ale zauważ, że trochę czasu minęło. A problem jest taki, że
    Polscy absolwenci widzą co się dzieje w Polsce i mają świadomość tego, gdzie i na
    czym można zarobić, bo niby gdzie właśnie uciekli Ci dobrzy absolwenci, którzy
    nauczyli się CAD'a? Prawdopodobnie znajdziemy ich w UK, Norwegii, wśród Niemców itd.

    To, że ktoś zaczyna pracę i nikt go niczego nie uczy świadczy tak naprawdę tylko o
    tym, że firma stoi na niskim poziomie technicznym. Często wyważa się otwarte drzwi,
    trwoniąc czas na rzeczy oczywiste i nie mając czasu na doskonalenie swoich
    umiejętności. Tu również mam porównanie. Czasem samodzielna praca bez możliwości
    konsultacji i konstruktywnej rozmowy to po prostu strata czasu. Dlatego buduje się
    zespoły, tworzy działy interpersonalne gdzie w razie problemu można podpytać się
    kolegi, albo uzyskać dostęp do materiałów, które pozwolą zrozumieć nam problem. I
    dlatego firmy z kapitałem zagranicznym zarabiają, a większość polskich firm dalej
    sądzi, że wynagrodzenie inżyniera nie powinno przekraczać 3tys. brutto.

    Nikt z nas nie chce źle dla studenta (nie chce go otępić) - to jest pewne. Ale
    niektórzy z nas chcą, żeby absolwent w Polsce szukając pracy nie musiał walczyć o nią
    w Biedronce. A jeśli już znajdzie tę upragnioną pracę to nie za głodową pensję.
    Trzeba spojrzeć na opinię pracodawców, a te są bezwzględne: absolwenci mało co
    potrafią i nie znają narzędzi, które są im potrzebne w pracy. Więc może niech ten
    student klepie te projekty w CAD i jeśli nawet nic z nich nie wyniesie niż nauka
    samego programu to może chociaż znajdzie pracę kręślarza. Będzie mu bliżej do
    Hindusa, który już od dziecka poznaje wszystkie możliwe programy jakie są na rynku,
    ale chociaż z nim będzie mógł konkurować. Bo jak na razie to w Polsce nie widać
    (przynajmniej po zarobkach) znaczącej roli inżyniera w przemyśle.


  • 3. Data: 2014-01-12 12:20:00
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: Konrad Anikiel <a...@g...com>

    Czołem,
    Z tymi dyplomami to zależy od kraju. 6 lat mieszkałem w UK, tam rzadko się zdarza
    żeby inżynier miał dyplom magistra. Najczęściej to jest BSc, czyli odpowiednik
    polskiego licencjatu. A na przykład tacy Chińczycy to w większości doktorowie, PhD.
    Co kraj to obyczaj. Ja mam dyplom inżyniera, wtedy tak się to nazywało, słowa
    licencjat jeszcze nie było. W tamtych czasach uznałem że nie warto jest tracić czasu
    na robienie magisterki i potwierdza się to dzisiaj. W moim przypadku. Raczej nie
    uogólniam, ale to co widziałem w UK skłania mnie ku wnioskowi że to jest szersze
    zjawisko. Zresztą według wikipedii, studia pierwszego stopnia mogą być albo
    inżynierskie, albo licencjackie, ale nie wiem jak teraz jest, moje dzieci mają
    jeszcze kilka lat, więc nie miałem potrzeby orientowania się w temacie. Tyle, że
    zawsze mam problem z przetłumaczeniem mojego tytułu na angielski: nie jest to ani
    BSc, ani BEng.

    Co do uczelni. Kiedyś w Polsce były politechniki i WSI. Te drugie kształciły
    wyłącznie inżynierów, te pierwsze inżynierów i wszystko powyżej. W wyniku jakiejś- w
    moim przekonaniu wyjątkowo głupiej- reformy, wszystkie WSI przekształciły się w
    politechniki. Przez wiele lat była to tylko zmiana formalna, bo ilość wiedzy jaką te
    instytucje miały do zaoferowania pozostała taka sama, a naciągnięto to na znacznie
    szerszy profil studiów drugiego i trzeciego stopnia, a proszę sobie wyobrazić poziom
    docentów i doktorów habilitowanych wyprodukowanych w takich miejcach. Zdarzały się
    żenujące przypadki, choć rzecz jasna nie wszystkie. Indywidualne cechy tylko w
    niewielkim stopniu zależą od środowiska, ale samo środowisko skupia ludzi o
    określonym profilu, innych zniechęcając/usuwając.
    Trochę inne zjawisko miało miejsce w UK. Konkretnie w Anglii. Tam Margaret Thatcher
    rozwaliła system finansowania uczelni, co skutkowało pobieraniem coraz wyższego
    czesnego. Owszem, rząd oferuje nisko oprocentowane kredyty dla studentów na pokrycie
    czesnego i kosztów życia na studiach, ale potem trzeba to spłacić. Taki absolwent
    odbierając dyplom, mając kilkadziesiąt (typowo 70) tysięcy funtów do spłacenia, w
    momecie kiedy należałoby kupić dom i założyć rodzinę, perspektywę ma nieciekawą, bo
    może liczyć na miesięczną pensję w granicach 2 tysięcy miesięcznie netto, z czego
    własciwie nie odłoży nic. Bardzo silnie profiluje to inżynierów: są to dzieci
    bogatych rodziców, albo ludzie bardzo silnie zdeterminowani. Wspólna część podzbiorów
    ludzi bogatych, ludzi zdolnych i ludzi zdeterminowanych okazuje się bardzo nieliczna.
    Ale na szczęście nie zerowa :-)
    Obecnie mieszkam w Szwecji, gdzie szkolnictwo jest bardzo dobre. Tutejszych
    inżynierów oceniam bardzo wysoko. Uczelnie darmowe, pomoc rządowa w pokryciu kosztów
    życia, jednym słowem marzenie. Na studia idzie każdy, jest z czego wybrać jednostki
    wybitne.

    Teraz, po co ja to wszystko piszę. Ja i jeszcze jeden mój kolega z roku byliśmy
    jedynymi po studiach którzy znaleźli pracę w zawodzie. Wyłącznie dzięki fuchom z
    czasu studiów; znaliśmy po prostu autocada. Reszta roznosiła pizzę itd. Ja, ze swoim
    autocadem i tak cały czas miałem przerażenie w głowie: przecież ja nie potrafię
    niczego co się tu robi! Na szczęście szybko się nauczyłem i jakoś poszło. Było w tym
    też i trochę szczęścia, trochę przypadku.
    Po wielu latach w Polsce, z doświadczeniem wartym bardzo dużo, pojechałem do UK.
    Firma produkjąca produkt w bardzo zaawansowanej technologii, byle kto tam nie trafia.
    Ale dostała grant na zatrudnienie iluś tam absolwentów. Pewnego dnai przyszedł Grek
    który wyemigrował do Anglii, po właśnie ukończonych studiach w Plymouth. Ja byłem
    jego mentorem. Męczyłem się od tygodnia w Ansysie, bo mi solver na kontaktach nie
    mógł znaleźć rozwiązania. On rozwinął opcje tego kontaktu, zmienił jedną z nich i
    symulacja się rozwiązała w godzinę. Pierwsza praca! Inni absolwenci,
    cieplno-hydrauliczni, już nie pod moją opieką, od pierwszego dnia używali narzędzi
    takich jak hysys i aspen. W Polsce jest najwyżej z setka ludzi którzy potrafią cos w
    tym zrobić. Ja młodych mechaników miałem w sumie przez te 6 lat może sześciu, może
    siedmiu. Każdy z nich znał kilka (na ogół 3) różnych trójwymiarowych CADów:
    solidworks, creo i inventor, czasem unigraphics albo solidedge. Natomiast żaden z
    nich nie znał Autocada. Ten, jako przeżytek, w ogóle nie jest używany na uczelniach.
    Teraz, w Szwecji, młody inżynier w moim biurze buduje symulacje CFD (przepływy
    płynów) jakby robił to od urodzenia. Ja nawet nie wiem jak to uruchomić.
    W czasach kiedy ja byłem studentem wszystko to było znane, ja nie mówię o czymś co
    powstało w międzyczasie. Tyle że nie było tego w programie studiów. Polska uczelnia
    nie miała zamiaru uczyć obsługi narzędzi inżynierskich. Ta, która jeszcze parę lat
    wcześniej nazywała się szkołą inżynierską!
    Studiowałem automatykę i robotykę, a teraz projektuję urządzenia ciśnieniowe. Czyli
    wykorzystuję bardzo mały procent wiedzy zdobytej na studiach. Właściwie nic. Nie
    przeszkadza mi to na przykład w zaprojektowaniu wytwornicy pary do reaktora jądrowego
    w okręcie podwodnym. Prowadziłem jako lead mech engineer największy projekt jaki
    firma realizowała w swojej historii. A to wszystko bez żadnego związku z programem
    studiów które ukończyłem. Nie jestem wyjątkiem, każdy z "senior engineers" z którymi
    pracowałem kilka razy w karierze znieniał specjalność, nieraz na zupełnie
    nieinżynierską, bo np przechodzili do działu handlowego.

    Jaki jest wniosek? Że inżynier w pracy potrzebuje przede wszystkim umiejętności
    posługiwania się narzędziami inżynierskimi, bo to jest warunek zatrudnienia. Może w
    domu budować maszynę do podróży w czasie, może co roku dostawć nagrodę Nobla, ale jak
    nie potrafi wykonywać pracy którą chce dostać, nikt mu jej nie da. Uczestniczyłem w
    bardzo dużej liczbie rozmów kwalifikacyjnych. Po jakimś czasie nauczyłem się nie
    zadawać zbyt dogłębnych pytań, bo wszystkich bym tylko odrzucał. Rozmowa
    kwalifikacyjna to nie jest egzamin, a zatrudnienie to nie jest dyplom. W pracy
    zawodowej wykorzystuje się bardzo mały procent wiedzy zdobytej na studiach. Cała
    tajemnica skutecznego systemu szkolnictwa jest w selekcji. To politechniki mają
    obowiązek skutecznego doboru ludzi, którym się wręcza dyplom. Druga na liście jest
    znajomość narzędzi. Dopiero trzecie miejsce ma ekstensywna wiedza multidyscyplinarna.
    Ja zawsze powtarzam: inżynier musi wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o czymś. To
    pierwsze się bierze z uczelni, to drugie zdobywa się w pracy. Ale pracy nie dostaje
    się bez znajomości obsługi narzędzi. To jest warunek konieczny.

    Łukasz, oczywiście że mamy inne zdanie na te same poglądy, już choćby z racji
    zupełnie innych zawodów jakie wykonujemy. Ja nie mam większego pojęcia o
    budownictwie, Ty chyba nie wiesz co inżynier mechanik musi wiedzieć żeby był dobry w
    pracy. Ja, wszystko co napisałem wcześniej, pisałem ze swojego punktu widzenia, no bo
    niby z jakiego innego? Natomiast nic mnie nie przekona, że fakt iż zdarzają się
    inżynierowie wykonujący pracę techników, sprzedawców, telefonistów, kreślarzy,
    instalatorów itd, powinien w jakikolwiek wpływać na program studiów inżynierskich i
    metody nauczania. Nie po to się tych ludzi kształci na inżynierów żeby oni potem
    robili nieinżynierską pracę. Rzeczywistośc jest taka jaka jest, można nad tym
    ubolewać, ale trzeba mimo wszystko mierzyć wysoko.

    Pozdrawiam
    Konrad


  • 4. Data: 2014-01-12 12:57:19
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: Konrad Anikiel <a...@g...com>

    On Sunday, 12 January 2014 10:19:18 UTC, EC.ENG wrote:

    > A mi się wydaje, że Konrad chciał dać do zrozumienia, że CAD i to nie 2D, bo tego
    już potrafią w technikum, powinien być narzędziem do nauki, a nie samą formą nauki
    programu.

    Dokładnie. Nie mam nic przeciwko manualnej metodzie nauczania. Tyle że dla mnie
    skonfigurowanie stylu wymiarowania i poustawianie własności warstw w Autocadzie to
    też czynność manualna. Nie robi się tego piętą, u cholery!

    W tak zwanym realu, czyli w biurze konstrukcyjnym, jeśli wiem gdzie wpisać liczby
    oznaczające wysokość napisów, grubości linii itd, a nie znam ich (by the way, ja mam
    problem z zapamiętywaniem liczb, myślę że z pamięci bym nie dał rady), bez trudu mogę
    je znaleźć w normie, zresztą zazwyczaj wystarczy zaimportować gotowy profil, często
    obowiązkowy w danym biurze. W sytuacji odwrotnej, czyli doskonałej znajomości tych
    wysokości, grubości i innych reguł, a braku wiedzy jak to wpisać do narzędzia, po
    prostu wylatuję z pracy. Albo w ogóle jej nie dostaję. Cef nie żyje w świecie
    realnym, on nie dostrzega że metoda nauczania postulowana przez niego zmniejsza
    przydatność inżyniera na rynku pracy. Dwa semestry ręcznego rysunku technicznego, dwa
    semestry ręcznej geometrii wykreślnej, a to co pozostanie, to już mogą być jakieś tam
    cady, mesy, co tam chcecie. Tyle że to co pozostanie to w praktyce zero. Na całym
    świecie uczą podstaw przy okazji nauki CADa, on chce uczyć podstaw bez CADa, a potem
    obudzić się że nie zostało czasu na CADa. Efekty łatwo porównać. Polscy inżynierowie
    w UK są dobrzy, bo tylko ci najlepsi mogą dostać tam pracę. Reszta w ogóle się tam
    nie pojawia, albo maluje na budowach ściany. Ichni są przygotowani do pracy od
    pierwszego dnia.

    Konrad


  • 5. Data: 2014-01-12 12:57:22
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: "J.F." <j...@p...onet.pl>

    Dnia Sun, 12 Jan 2014 04:08:28 +0100, Lukasz Kozicki napisał(a):
    > B. Zakładam, że inżynierem nazywamy osobę z dyplomem magistra inżyniera,
    > aczkolwiek zdaję sobie sprawę że istnieje taki byt jak inżynier bez
    > magisterki, a także że wyższe uczelnie kształcą do stopnia licencjatu.

    O wlasnie. Ale to tylko roznica ~2 lat nauki.

    > Zakładam też tytuł inżyniera zobowiązuje do pewnego dość wysokiego
    > poziomu wiedzy i sprawności technicznej.

    ~3 lata nauki, az tak duzo nie. Przy dzisiejszym skomplikowaniu
    produktow - podstawy podstaw mozna poznac. Np obsluge CAD, ktory jest
    podstawowym narzedziem wielu inzynierow. Ale nie wszystkich - czy
    moze: kazda branza na swoje CAD-y.

    > C. Chcę podkreślić że tytuł inżyniera przysługuje nie tylko projektantom
    > silników F22 czy wymienników ciepła, ale całej rzeszy specjalistów

    Spodziewam sie ze silnik odrzutowy wymaga od konstruktorow znajomosci
    termodynamiki, ktora uczelnia daje ..

    > innych specjalności, spośród których tylko część naprawdę potrzebuje
    > kwalifikacji do pracy w systemach CAD 3D (np. inżynierowie elektrycy
    > tego chyba wcale nie potrzebują,

    No, jeden przyklad byl - kto ma zaprojektowac okablowanie do Airbusa,
    czy innego samolotu.

    > a inżynierowie budowlani rzadko - na
    > kilkaset budynków jakich konstrukcje zaprojektowałem, tylko w kilku
    > chciało mi się rysować pewne ich elementy w 3D - w pozostałych wypadkach
    > byłoby to wytaczanie armaty na wróbla;

    A to nie jestem pewien - z tego co widac w budynkach wazna jest
    wizualizacja, bez tego sie projektu nie sprzeda :-)
    Gdyby projekt byl od razu w 3D.
    Ale to moze bardziej u architektow.
    Nie tylko w budunkach - w kosmos tez nie polecisz, jesli nie
    przygotujesz ladnej wizualizacji, ktora przekona komisje i podatnikow
    do przyznania funduszy :-)


    3D teoretycznie daje tez mozliwosc zauwazenia roznych konfliktow na
    etapie projektu, ale moze w budowlance takich problemow nie ma -
    proste, regularne konstrukcje.

    > - aczkolwiek obliczenia
    > 3D wykonuję bardzo często, tyle że w budownictwie program obliczeniowy
    > jest generalnie odrębny od programu rysunkowego).

    No wlasnie - gdyby projekt byl od razu w 3D, to moze dane udaloby sie
    w moment zaimportowac.

    Z AutoCAD mialem tylko krotki epizod lata temu ... ale odnioslem
    wrazenie ze wtedy to sie do 3D nie nadawalo. Niby jakies elementy 3D
    byly, ale raczej nie dalo sie zaprojektowac objekt w 3D, a potem
    wygenerowac automatycznie rysunkow 2D z niego.
    Wiele rozszerzen, np jakis generator walkow, dzialalo tez tylko w 2D.
    Cos sie zmienilo ?

    > D. Zdaje mi się, że nasza dyskusja sprowadza się do zagadnienia: czy
    > lepiej kształcić ludzi którzy zaraz po skończeniu studiów mogą podjąć
    > konkretną, określoną pracę do której wykonywania są przygotowani - czy

    Praktycznie nie ma na to szans. Trzeba by sprofilowac program pod
    katem konkretnej firmy, a najlepiej wyslac na 2 lata na praktyke.
    Moze ekonomia moglaby ksztalcic ksiegowych ... ale uczelnia jest
    oczywiscie ponad to :-)

    > lepiej ludzi niedostatecznie przygotowanych praktycznie do podjęcia
    > konkretnej pracy, ale posiadających szeroką wiedzę teoretyczną i dobrze
    > przygotowanych do adaptacji do zastanych na rynku pracy warunków i
    > gotowych do podjęcia różnych zawodów pokrewnych do ich kierunku studiów.
    > Ja uważam że to drugie, stąd też wynikają moje poglądy które do tej pory
    > przedstawiłem.

    Z tym ze to beda podstawy szerokiej wiedzy. Ale tez przemysl dla wielu
    ma zatrudnienie, nie tylko dla orlow, a i nowe technologie opracowuje,
    gdzie doswiadczony pracownik ma rownie mierna wiedze.

    Tak szerzej patrzac ... postep ulegnie zahamowaniu ? Ilosc wiedzy
    rosnie, trzeba bedzie coraz dluzej sie uczyc i coraz mniej lat
    zostanie na jej wykorzystywanie ...

    > G. Na koniec wyjaśnię, że nie mam obecnie bezpośredniego kontaktu z
    > uczelnią - poza tym co pamiętam z moich studiów na PG ponad 20 lat temu,
    > wiem co mniej-więcej teraz robi moja córka studiująca na PG
    > Architekturę,

    Architektura w Polsce to zawsze byl taki "artystyczny" kierunek, luzno
    zwiazany z technika.

    > H. Na koniec - sądzę, że naprawdę nie każdy może i powinien zostać
    > magistrem inżynierem.

    U nas niem ale sa ponoc kraje gdzie jakis olbrzymi procent ma wyzsze
    wyksztalcenie.

    > - Rysunek odręczny jest obecnie w programie studiów na I roku, a potem
    > już nie. I pisałem o tym już kilka razy. Być może zresztą jest tylko 1
    > semestr a nie cały rok - tego nie wiem, ale zgodziłbym się że ten 1
    > semestr to powinno być dość.

    Podstawy rysunku technicznego powinny byc. te normy itp. Mozna
    polaczyc z cwiczeniami w rysowaniu recznym, bo to nawet szybciej
    bedzie.
    Czy az semestr na to trzeba ... chyba nie. Reszte mozna poswiecic na
    CAD.

    > 4. Dalej: ,,Polski [absolwent] nie jest w stanie zrobić kompletnie nic w
    > biurze konstrukcyjnym, brytyjski daje radę."
    > Nie wiem z kim Konrad miał do czynienia -

    Ja tez jestem ciekaw czego wymaga od pracownika biuro konstrukcyjne, a
    czego uczy brytyjska uczelnia. Nie spodziewam sie az takiej
    rozbieznosci.

    Choc z branzy elektronicznej i lat 90 moge cos powiedziec:
    -angielskie uczelnie z przemyslem wspolpracowaly, przemysl rozne
    zadania zlecal, wiec lacznosc byla. U nas akurat przemysl padl,
    -zrobila sie akurat moda na uklady scalone na zamowienie, przemysl
    mowil ze brakuje fachowcow, czy tez ze przewiduje rosnace
    zapotrzebowanie - uczelnia odpowiedziala wprowadzeniem odpowiedniej
    specjalnosci. U nas tez proponowali, tylko ze u nas oprogramowanie i
    komputery do niego wychodzily niebotycznie drogo. Nie wiem jak w
    Anglii - relacja zarobkow inna i wystarczylo dac 70% znizke
    edukacyjna, czy juz wtedy niektore firmy odkryly ze jak sie studenta z
    programem zapozna, to potem sprzedaz rosnie.
    Ale z czasem i dzieki unijnym funduszom i do nas to trafilo ... tylko
    zatrudnienia w kraju na takich specjalistow nie bylo.

    > Kiedy zmieniłem pracodawcę i sam zatrudniałem ludzi do swojego
    > działu - jeden z moich lepszych asystentów (a jak wyglądał test
    > przydatności do mojego działu opisałem wcześnie) radził sobie naprawdę
    > nieźle z pracą od samego początku. Potem mi zdradził, ze w czasie
    > studiów robił za pieniądze zadania dla większości ludzi ze swojego roku.
    > I się jakoś nauczył.

    tylko wiesz - te uczelniane zadania niekoniecznie przystaja do
    przemyslowej praktyki.

    J.


  • 6. Data: 2014-01-12 13:26:56
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: Konrad Anikiel <a...@g...com>

    Aha, jeszcze jedno. Trochę nieporozumienia może się wkraść z powodu znaczenia słowa
    "inżynier". Tradycyjnie w polskim języku, to jest tytuł naukowy, nadawany przez
    uczelnię wyższą, absolwentowi pierwszego stopnia studiów technicznych. Obecnie
    właściwie tyle co licencjat, tyle że po politechnice i po przynajmniej siedmiu
    semestrach, a nie jak w innych zawodach po sześciu.
    Natomiast na Zachodzie to jest po prostu zawód, nazwa stanowiska pracy gdzie robi się
    techniczną robotę. Kalka tego znaczenia jest (chyba niepoprawnie) używana i w Polsce:
    inżynier serwisu to po prostu technik ze skrzynką z narzędziami. Prepraszam, jeśli ja
    tu czasem niepoprawnie użyję słowa "inżynier" na określenie człowieka za biurkiem
    projektującego jakieś urządzenie lub budynek bez względu na posiadany przez niego
    dyplom. Od lat nie posługuję się językiem polskim na codzień, mam więc czasem odchył.
    Konrad


  • 7. Data: 2014-01-12 15:04:58
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: Konrad Anikiel <a...@g...com>

    On Sunday, 12 January 2014 03:08:28 UTC, Lukasz Kozicki wrote:
    > D. Zdaje mi się, że nasza dyskusja sprowadza się do zagadnienia: czy
    > lepiej kształcić ludzi którzy zaraz po skończeniu studiów mogą podjąć
    > konkretną, określoną pracę do której wykonywania są przygotowani - czy
    > lepiej ludzi niedostatecznie przygotowanych praktycznie do podjęcia
    > konkretnej pracy, ale posiadających szeroką wiedzę teoretyczną i dobrze
    > przygotowanych do adaptacji do zastanych na rynku pracy warunków i
    > gotowych do podjęcia różnych zawodów pokrewnych do ich kierunku studiów.
    > Ja uważam że to drugie, stąd też wynikają moje poglądy które do tej pory
    > przedstawiłem.

    Pominąłem ten aspekt w moim poprzednim poście, więc dopiszę.
    Spróbujmy sobie wyobrazić politechnikę idealną. Od razu na początku mamy problem z
    definicją tej idealności. Jakich inżynierów ma produkować owa politechnika? Tych
    których chwilowo brakuje na rynku pracy? Takich którzy potrafią budować lepszy świat
    niż ten obecny? Takich którzy pojadą za granicę i będą lepsi od tamtejszych? Diabli
    wiedzą!
    No ale niech ona sobie jakaś tam będzie, nawet jeśli nie idealna. Mogę pisać o
    inżynierach mechanikach? Znam się na tym lepiej niż na elektrykach, budowlańcach, IT
    czy co tam jeszcze jest.
    Mamy X godzin na nauczenie robienia rysunków. Tradycyjnie, mamy 3 przedmioty (ja
    miałem 3, ale można to podzielić na 4, 5 itd): rysunek techniczny, geometria
    wykreślna i podstawy konstrukcji maszyn, gdzie oprócz rysowania jest jeszcze trochę
    rachowania, ale rachowanie pomińmy. Z poprzedniej dyskusji wnioskujemy że są różne
    podejścia jak rozłożyć akcenty pomiędzy teoretyczne podstawy i praktyczne
    zastosowania:
    1. Rozłóżmy po równo. 50% czasu uczmy rysowania ręcznie, 50% czasu na komputerze,
    uczmy zastosowania tej wiedzy w programie CAD. Efekt: Architekt-popapraniec. Nie było
    wystarczającej ilości czasu żeby nauczyć go reguł metodami ręcznymi, bo przerobiono
    zbyt małą ilość zadań. Potem nie było wystarczającej ilości czasu żeby nauczyć
    zastosowania tych reguł w narzędziu inżynierskim, więc taki zawodnik nie jest w
    stanie ogarnąć że nie powinno się robić stu warstw z których 90 ma te same
    ustawienia.
    2. Róbmy wszystko ręcznie. Ja to miałem na moich studiach. Doskonale znam normowe
    zasady rysunku, czasem nimi dręczę młodszych kolegów w pracy, jak ten trol jakiś.
    Efekt: 2 absolwentów z całego roku dostało po studiach pracę jako inżynierowie, a i
    ci dwaj tylko dzięki fuchom które robili po szkole.
    3. Róbmy wszystko komputerowo. To nawet nie jest scenariusz, to jest rzeczywistość w
    UK. Efekt: wszyscy pracę dostają od ręki i od pierwszego dnia są w stanie wykonywać
    polecone im zadania.

    No dobra, a co z tymi podstawami?
    Załóżmy że dostaję w pracy projekt wykraczający poza moją wiedzę. Biorę więc książkę
    i czytam. I teraz, w zależności od moich podstaw, zaczynam od drugiego rozdziału,
    albo od pierwszego. Jeśli nawet pierwszego nie rozumiem, to mam problem, być może
    będę musiał poszukać jakiejś prostszej pracy.

    No ale skąd te podstawy brać, kto rozstrzygnie jakie podstawy włożyć w program
    nauczania, a jakie się nie zmieszczą? Inaczej mówiąc, czy program powinien być
    ekstensywny (szeroki ale płytki), czy intensywny (wąska specjalizacja, ale bardzo
    szczegółowa)? Tu może nam podpowiedzieć inne pytanie: czy powinno się wymagać od
    studenta żeby wiedział co chce robić w życiu, a przynajmniej na początku kariery
    zawodowej? Odpowiedź jest oczywista: jeśli student nie wie po co tu przyszedł, to się
    go odsyła do domu żeby się nad sobą jeszcze rok zastanowił. A skoro zostaną sami ci,
    którzy wiedzą, to oni też wiedzą czego się chcą nauczyć, może co najwyżej z małą
    podpowiedzią. I tu się zaczyna temat przedmiotów obieralnych. Ilość ich na studiach w
    Polsce w proporcji do obowiązkowych jest za mała. W każdym razie dużo mniejsza niż na
    porównywalnych studiach na Zachodzie. Skąd uczelnia wie ilu inżynierów mechaników
    będzie projektować silniki do F22, a ilu łożysko z kulkami 2-3mm? Tak więc dochodzę
    do podstawowego zarzutu dla uczelni: brak rozeznania potrzeb rynkowych. Mam prywatną
    teorię, że bierze się to z braku elementu rynkowego w samej uczelni. Przecież dla
    tych profesorów to wszystko jedno czy 100% ich absolwentów znajdzie dobrą pracę w
    zawodzie, czy zero. Proszę nie wyciągnąć z tego wniosku że postuluję wprowadzenie
    czesnego za studia. Nic bardziej mylnego. Ja po prostu nie znam idealnego
    rozwiązania, nie będe silić się na jakieś rady dla uczelni, to po prostu nie mój
    problem. Ale nie widzę poszukiwania rozwiązania, oni po prostu nie rozwiązują
    podstawowego problemu który do nich należy.

    Konrad


  • 8. Data: 2014-01-12 15:40:26
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: "J.F." <j...@p...onet.pl>

    Dnia Sun, 12 Jan 2014 03:20:00 -0800 (PST), Konrad Anikiel napisał(a):
    > Z tymi dyplomami to zależy od kraju. 6 lat mieszkałem w UK, tam
    > rzadko się zdarza żeby inżynier miał dyplom magistra. Najczęściej
    > to jest BSc, czyli odpowiednik polskiego licencjatu. A na przykład
    > tacy Chińczycy to w większości doktorowie, PhD. Co kraj to obyczaj.

    Ale to Anglia - nie wiem skad ci Chinczycy, ale mogli byc jacys
    pracownicy uczelni na stazach - i juz w stopniu PhD, mogli byc wyslani
    do Anglii na studia - i to na doktoranckie, a nie podstawowe.

    ciekawie pisal A.L. o USA "majac MSc. mozna tylko robic PhD.
    Majac PhD mozna tylko szukac kiepsko platnej pracy na uczelni.
    BSc to jest tylul !". Taka obiegowa opinia.

    A o roznicy miedzy wyksztalceniem chinskim a brytyjskim niech swiadczy
    matura:
    http://news.bbc.co.uk/2/hi/education/6589301.stm

    > Ja mam dyplom inżyniera, wtedy tak się to nazywało, słowa licencjat
    > jeszcze nie było.

    inzynier jest w naukach technicznych, na inne u nas slowa zabraklo,
    wiec jest uzywany "licencjat", nie mylic z brytyjskim.
    Angielskie BSc jest uniwersalne na wszystkie dziedziny.

    > W tamtych czasach uznałem że nie warto jest
    > tracić czasu na robienie magisterki i potwierdza się to dzisiaj. W

    W budownictwie mamy jakies prawo, ze niektore stanowiska wymagaja
    magistra.

    > moim przypadku. Raczej nie uogólniam, ale to co widziałem w UK
    > skłania mnie ku wnioskowi że to jest szersze zjawisko. Zresztą

    Szersze - ilosc zamiast jakosci ? Trzeba wiecej kiepskich inzynierow ?
    Czy lepiej trzy lata uczyc niz placic zasilek ?

    > według wikipedii, studia pierwszego stopnia mogą być albo
    > inżynierskie, albo licencjackie, ale nie wiem jak teraz jest, moje
    > dzieci mają jeszcze kilka lat, więc nie miałem potrzeby
    > orientowania się w temacie. Tyle, że zawsze mam problem z
    > przetłumaczeniem mojego tytułu na angielski: nie jest to ani BSc,
    > ani BEng.

    Hm, wydaje mi sie ze to jest odpowiednik BSc i tak mozesz tlumaczyc.

    > Co do uczelni. Kiedyś w Polsce były politechniki i WSI. Te drugie
    > kształciły wyłącznie inżynierów, te pierwsze inżynierów i wszystko
    > powyżej. W wyniku jakiejś- w moim przekonaniu wyjątkowo głupiej-
    > reformy, wszystkie WSI przekształciły się w politechniki. Przez
    > wiele lat była to tylko zmiana formalna, bo ilość wiedzy jaką te

    Tak mi chodzi po glowie ze ostatnie zmiany wynikaly z jakis unijnych
    przepisow. Teraz poznikaly rozne Akademie, Wyzsze Szkoly,
    mamy Uniwersytet Technologiczny, U. Przyrodniczy, U. Ekonomiczny.
    Moze np dlatego abys nie mial watpliwosci - trzy lata nauki na
    Uniwersytecie daja BSc.

    Tych unijnych zmian bylo wiecej, teraz kazda pielegniarka musi miec
    wyzsze studia, i kazda przedszkolanka tez, bo to _nauczyciel_.

    > instytucje miały do zaoferowania pozostała taka sama, a naciągnięto
    > to na znacznie szerszy profil studiów drugiego i trzeciego stopnia,
    > a proszę sobie wyobrazić poziom docentów i doktorów habilitowanych
    > wyprodukowanych w takich miejcach. Zdarzały się żenujące przypadki,
    > choć rzecz jasna nie wszystkie.

    Zenujace mysle ze zdarzaja sie wszedzie. Co do wyzszych stopni, to
    uprawnienia do ich nadawania zaleza od kadry jednostki - jakas tam
    minimalna ilosc profesorow musi byc, nie wystarczy zmienic nazwe,
    trzeba ich jeszcze zatrudnic, chocby na 1/8 etatu :-)

    Tylko ze ... w Anglii tak samo. Byla sobie taka np Bristol
    Polytechnic. Obecnie UWE
    http://en.wikipedia.org/wiki/University_of_the_West_
    of_England

    A byl tez rownolegle University of Bristol
    http://en.wikipedia.org/wiki/University_of_Bristol

    Z wydzialem "Engineering" obejmujacym budownictwo, mechanike,
    elektryke, elektronike i informatyke.

    > Trochę
    > inne zjawisko miało miejsce w UK. Konkretnie w Anglii. Tam Margaret
    > Thatcher rozwaliła system finansowania uczelni, co skutkowało
    > pobieraniem coraz wyższego czesnego. Owszem, rząd oferuje nisko

    Ale w USA jest podobnie i studia sa platne i od zawsze byly platne.
    Nie kazdego stac, ale tez studentow sporo.

    > oprocentowane kredyty dla studentów na pokrycie czesnego i kosztów
    > życia na studiach, ale potem trzeba to spłacić. Taki absolwent
    > odbierając dyplom, mając kilkadziesiąt (typowo 70) tysięcy funtów
    > do spłacenia, w momecie kiedy należałoby kupić dom i założyć
    > rodzinę, perspektywę ma nieciekawą, bo może liczyć na miesięczną
    > pensję w granicach 2 tysięcy miesięcznie netto, z czego własciwie
    > nie odłoży nic. Bardzo silnie profiluje to inżynierów: są to dzieci
    > bogatych rodziców, albo ludzie bardzo silnie zdeterminowani.

    Tylko o ile sie orientuje po Thatcher bylo juz pare kadencji Partii
    Pracy, pieczolowicie niszczacych "osiagniecia" konserwatystow, a potem
    nastal Cameron, bohatersko ratujacy kraj z kryzysu, spowodowanego
    rozdmuchanymi "osiagnieciami" "socjalistow".
    Wężykiem do celu ... widac Anglicy tak lubia :-)

    > Wspólna część podzbiorów ludzi bogatych, ludzi zdolnych i ludzi
    > zdeterminowanych okazuje się bardzo nieliczna. Ale na szczęście nie
    > zerowa :-) Obecnie mieszkam w Szwecji, gdzie szkolnictwo jest
    > bardzo dobre. Tutejszych inżynierów oceniam bardzo wysoko. Uczelnie
    > darmowe, pomoc rządowa w pokryciu kosztów życia, jednym słowem
    > marzenie. Na studia idzie każdy, jest z czego wybrać jednostki
    > wybitne.

    "na studia idzie kazdy", czy "na studia stac kazdego" ?
    Bo jak naprawde kazdy ... to tez znak ze wiekszosc inzynierow jest
    kiepska :-)

    Szwecja ma


    > Teraz, po co ja to wszystko piszę. Ja i jeszcze jeden mój kolega z
    > roku byliśmy jedynymi po studiach którzy znaleźli pracę w zawodzie.
    > Wyłącznie dzięki fuchom z czasu studiów; znaliśmy po prostu
    > autocada. Reszta roznosiła pizzę itd. Ja, ze swoim autocadem i tak

    Tylko wiesz - chyba trafiles akurat na luke - przemysl juz upadl i
    inzynierow nie potrzebowal, a komputerow na uczelni jeszcze bylo malo.
    Zagraniczna firma potrzebowala projektantow ze znajomoscia autocada ?

    Zajecia z CAD na uczelni sa teraz powszechne, a i przemysl sie troche
    odbudowal i narzeka na brak fachowcow ...

    > Męczyłem się od tygodnia w
    > Ansysie, bo mi solver na kontaktach nie mógł znaleźć rozwiązania.
    > On rozwinął opcje tego kontaktu, zmienił jedną z nich i symulacja
    > się rozwiązała w godzinę. Pierwsza praca! Inni absolwenci,
    > cieplno-hydrauliczni, już nie pod moją opieką, od pierwszego dnia
    > używali narzędzi takich jak hysys i aspen. W Polsce jest najwyżej z
    > setka ludzi którzy potrafią cos w tym zrobić. Ja młodych mechaników
    > miałem w sumie przez te 6 lat może sześciu, może siedmiu. Każdy z
    > nich znał kilka (na ogół 3) różnych trójwymiarowych CADów:
    > solidworks, creo i inventor, czasem unigraphics albo solidedge.

    Troche mnie to dziwi ... nie maja nic lepszego do roboty niz uczyc sie
    trzech programow ktore robia "to samo" ? Zazwyczaj sie skupialo na
    jednym, a czas przeznaczony na drugi i trzeci nalezy poswiecic na to,
    zeby sie dowiedziec/nauczyc co sie chce narysowac. Chocby olowkiem -
    potem sie posadzi mlodego na praktyce i kaze wykreslic w CAD :-)

    > Natomiast żaden z nich nie znał Autocada. Ten, jako przeżytek, w
    > ogóle nie jest używany na uczelniach.

    Ale to chyba naturalne, nowsza wersja nazywa sie Inventor ?

    Gdzies tam jeszcze jest kwestia ceny oprogramowania i licencji - teraz
    czesto uczelnia ma za darmo, a sprzet tani potrafi to udzwignac,
    dawniej tak rozowo nie zawsze bylo.

    > Teraz, w Szwecji, młody
    > inżynier w moim biurze buduje symulacje CFD (przepływy płynów)
    > jakby robił to od urodzenia. Ja nawet nie wiem jak to uruchomić. W
    > czasach kiedy ja byłem studentem wszystko to było znane, ja nie
    > mówię o czymś co powstało w międzyczasie. Tyle że nie było tego w
    > programie studiów. Polska uczelnia nie miała zamiaru uczyć obsługi
    > narzędzi inżynierskich.

    Mysle ze troche sie zmienilo. Nadal pewnie spora czesc kadry uwaza ze
    uczelnie (i kadra) nie jest od tego, ale te narzedzia jednak wchodza.

    O, masz, pierwszy strzal z googla
    http://www-old.wemif.pwr.wroc.pl/agd/modelowanie/cwi
    cz2.pdf

    > Ta, która jeszcze parę lat wcześniej
    > nazywała się szkołą inżynierską! Studiowałem automatykę i robotykę,
    > a teraz projektuję urządzenia ciśnieniowe. Czyli wykorzystuję
    > bardzo mały procent wiedzy zdobytej na studiach. Właściwie nic. Nie
    > przeszkadza mi to na przykład w zaprojektowaniu wytwornicy pary do
    > reaktora jądrowego w okręcie podwodnym. Prowadziłem jako lead mech
    > engineer największy projekt jaki firma realizowała w swojej
    > historii. A to wszystko bez żadnego związku z programem studiów
    > które ukończyłem.

    Tylko wiesz:
    a) znaczy sie dobrze Cie uczelnia przygotowala, a Ty narzekasz :-)
    b) i jaki zysk bylby z tego ze Cie naucza paru narzedzi inzynierskich
    ... z automatyki i robotyki ?

    c) ekonomicznie to glupota. I uczyc sie tego, czego sie robic nie
    bedzie, i zatrudniac pracownika, ktorego dopiero trzeba uczyc :-)

    > Nie jestem wyjątkiem, każdy z "senior engineers"
    > z którymi pracowałem kilka razy w karierze znieniał specjalność,
    > nieraz na zupełnie nieinżynierską, bo np przechodzili do działu
    > handlowego.
    > Jaki jest wniosek? Że inżynier w pracy potrzebuje przede wszystkim
    > umiejętności posługiwania się narzędziami inżynierskimi, bo to jest
    > warunek zatrudnienia.

    Pierwszego. Bo potem jak piszesz - nie znasz tych narzedzi, a jednak
    to ty jestes "senior engineer" :-)
    Nie jestes specjalista w temacie, a jednak ktos cie zatrudnil, bo masz
    doswiadczenie :-)

    Tylko ze dalej mam mieszane uczucia.
    - z jednej strony te "narzedzia inzynierskie" niewatpliwie pomagaja,
    szczegolnie gdy wychodza poza podrecznikowa wiedze,
    - z drugiej strony - projektu ze ciebie nie wykonaja. Przeplyw w
    wymienniku ci policza, ale Ty musisz zadac jak on wyglada.
    Wykryja blad wczesnie, ale poprawic to znow trzeba wiedziec jak.

    > Uczestniczyłem w bardzo dużej liczbie rozmów kwalifikacyjnych. Po
    > jakimś czasie nauczyłem się nie zadawać zbyt dogłębnych pytań, bo
    > wszystkich bym tylko odrzucał. Rozmowa kwalifikacyjna to nie jest
    > egzamin, a zatrudnienie to nie jest dyplom. W pracy zawodowej

    No, bywalo na elektronice ze w ramach pracy dyplomowej robilo sie
    urzadzenie, ktore potem mozna by sprzedawac.
    Budowlancy mogli mosty projektowac itp ..

    > wykorzystuje się bardzo mały procent wiedzy zdobytej na studiach.
    > Cała tajemnica skutecznego systemu szkolnictwa jest w selekcji. To
    > politechniki mają obowiązek skutecznego doboru ludzi, którym się
    > wręcza dyplom.

    Hm, jak sa panstwowe, ucza za darmo, zaczynaja od egzaminow wstepnych
    i polowe po pierwszym roku wywalaja.
    A jak klient placi i wymaga ... dyplomu, to go w koncu dostaje.
    Wtedy obowiazek selekcji spada na pracodawce :-)
    Chocby po nazwie uczelni ... bo MIT i Harvard maja sie dobrze ...

    > Druga na liście jest znajomość narzędzi. Dopiero
    > trzecie miejsce ma ekstensywna wiedza multidyscyplinarna. Ja zawsze

    Ja bym do tego dopisal znajomosc jezykow obcych.

    > powtarzam: inżynier musi wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o
    > czymś. To pierwsze się bierze z uczelni, to drugie zdobywa się w
    > pracy. Ale pracy nie dostaje się bez znajomości obsługi narzędzi.
    > To jest warunek konieczny.

    Ale masz trzy lata studiow. Tylko trzy lata. Ktorych narzedzi ?
    Bo samych "rysunkowych" wymieniles 5.

    Z drugiej strony - jesli jestes z natury zdolny, a na studiach
    nauczyli podstaw - to w jakim czasie opanujesz narzedzie ?

    J.


  • 9. Data: 2014-01-12 16:19:13
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: "J.F." <j...@p...onet.pl>

    Dnia Sun, 12 Jan 2014 04:26:56 -0800 (PST), Konrad Anikiel napisał(a):
    > Aha, jeszcze jedno. Trochę nieporozumienia może się wkraść z powodu
    > znaczenia słowa "inżynier". Tradycyjnie w polskim języku, to jest
    > tytuł naukowy, nadawany przez uczelnię wyższą, absolwentowi
    > pierwszego stopnia studiów technicznych. Obecnie właściwie tyle co
    > licencjat, tyle że po politechnice i po przynajmniej siedmiu
    > semestrach, a nie jak w innych zawodach po sześciu. Natomiast na
    > Zachodzie to jest po prostu zawód,

    Z tym "zachodem" to tez ostroznie,
    http://en.wikipedia.org/wiki/Licentiate

    dalej sie mozna doczytac ze jest system bolonski, niemiecki,
    anglosaski ...
    http://en.wikipedia.org/wiki/Bologna_process

    > nazwa stanowiska pracy gdzie robi się techniczną robotę.

    podobnie jak amerykanski profesor - stanowisko na uczelni.
    Zreszta u nas czesto tez tylko stanowisko.

    > Kalka tego znaczenia jest (chyba
    > niepoprawnie) używana i w Polsce: inżynier serwisu to po prostu
    > technik ze skrzynką z narzędziami.

    ale wyksztalcenie moze miec wyzsze.

    > Prepraszam, jeśli ja tu czasem
    > niepoprawnie użyję słowa "inżynier" na określenie człowieka za
    > biurkiem projektującego jakieś urządzenie lub budynek bez względu
    > na posiadany przez niego dyplom. Od lat nie posługuję się językiem
    > polskim na codzień, mam więc czasem odchył.

    To chyba wszedzie jest rozmyte
    http://en.wikipedia.org/wiki/Engineer#Regulation

    J.


  • 10. Data: 2014-01-12 16:52:17
    Temat: Re: Czy Politechnika to wyższa szkoła zawodowa, czy szkoła dająca szerokie horyzonty techniczne
    Od: Konrad Anikiel <a...@g...com>

    On Sunday, 12 January 2014 14:40:26 UTC, J.F. wrote:
    > Ale to Anglia - nie wiem skad ci Chinczycy, ale mogli byc jacys
    > pracownicy uczelni na stazach - i juz w stopniu PhD, mogli byc wyslani
    > do Anglii na studia - i to na doktoranckie, a nie podstawowe.

    Chińczycy tak jak zresztą Polacy, w Anglii biorą się z lotniska. Jedyna różnica że
    oni z Heathrow, a my z Lutonu albo Stansted. Ci których ja poznałem przyjechali ze
    swoimi dyplomami. Po jaką cholerę Chińczyk miałby jechać do UK na studia, skoro ma u
    siebie lepsze i na dodatek darmowe studia?


    > ciekawie pisal A.L. o USA "majac MSc. mozna tylko robic PhD.
    > Majac PhD mozna tylko szukac kiepsko platnej pracy na uczelni.
    > BSc to jest tylul !". Taka obiegowa opinia.

    AL wypisywał tu różne rzeczy. Tego akurat nie pamiętam, więc trudno powiedzieć czy
    pisał to poważnie czy z ironią.

    > > moim przypadku. Raczej nie uog�lniam, ale to co widzia�em w UK
    > > sk�ania mnie ku wnioskowi �e to jest szersze zjawisko. Zreszt�
    >

    > Szersze - ilosc zamiast jakosci ? Trzeba wiecej kiepskich inzynierow ?
    > Czy lepiej trzy lata uczyc niz placic zasilek ?

    W sensie że moje zdanie, że lepiej jest przeznaczyć dwa lata życia na pracę w
    zawodzie niż na magisterkę, podzielane jest przez wielu ludzi.

    > "na studia idzie kazdy", czy "na studia stac kazdego" ?
    > Bo jak naprawde kazdy ... to tez znak ze wiekszosc inzynierow jest
    > kiepska :-)

    Nic nie zrozumiałeś. Na studia idzie każdy, co nie oznacza że każdy je kończy. Teraz
    jasne?

    > Tylko wiesz - chyba trafiles akurat na luke - przemysl juz upadl i
    > inzynierow nie potrzebowal, a komputerow na uczelni jeszcze bylo malo.
    > Zagraniczna firma potrzebowala projektantow ze znajomoscia autocada ?

    Każde, nawt najgłupsze tłumaczenie jest tak samo dobre. Nikt wtedy nie liczył się ze
    zdaniem studentów. Masz tu studia za darmo, nic nie płacisz to siedź cicho.

    > Troche mnie to dziwi ... nie maja nic lepszego do roboty niz uczyc sie
    > trzech programow ktore robia "to samo" ?

    Przypuszczam że najpierw szczegółowo uczą się na jednym, a pozostałe przeglądają na
    zasadzie podobieństw/różnic. Wystarczy.


    >
    > > Natomiast �aden z nich nie zna� Autocada. Ten, jako prze�ytek,
    > > og�le nie jest u�ywany na uczelniach.
    >
    >
    >
    > Ale to chyba naturalne, nowsza wersja nazywa sie Inventor ?

    Nie, Inventor to zupełnie co innego, do czego innego służy.


    > Gdzies tam jeszcze jest kwestia ceny oprogramowania i licencji - teraz
    > czesto uczelnia ma za darmo, a sprzet tani potrafi to udzwignac,
    > dawniej tak rozowo nie zawsze bylo.

    Było tak samo. Tylko nie było takiej świadomości w betonowych głowach profesorów.

    > O, masz, pierwszy strzal z googla
    > http://www-old.wemif.pwr.wroc.pl/agd/modelowanie/cwi
    cz2.pdf

    To jest jakieś nieporozumienie. Czemu oni budują geomterię w jakiś dziwaczny sposób w
    programie do symulaji, zamiast narysować ją w CADzie i po prostu zaimportować?
    Mogliby być może zaprosić jakiegoś absolwenta który robi to w realnym świecie i
    poprosić żeby pokazał jak to się powinno robić. Skoro kadra uczelniana nie ma pojęcia
    o inżynierii...

    > b) i jaki zysk bylby z tego ze Cie naucza paru narzedzi inzynierskich
    > ... z automatyki i robotyki ?

    To był wydział mechaniczny. Każdy inżynier mechanik, niezależnie od specjalności,
    używa jakiegoś CADa i jakiegoś CASa, plus czegoś do symulacji. Nic z tego nie miałem
    na studiach. Oczywiście w akademiku wszystko to poznałem, ale to uczelnia nie miała z
    tym nic wspólnego.

    > Pierwszego. Bo potem jak piszesz - nie znasz tych narzedzi, a jednak
    > to ty jestes "senior engineer" :-)
    > Nie jestes specjalista w temacie, a jednak ktos cie zatrudnil, bo masz
    > doswiadczenie :-)

    Mam jednak przewagę nad młodziakami, potrafię czytać przepisy i je poprawnie
    interpretować, podejmując decyzje (engineering judgement), co okazuje się jeszcze
    ważniejsze, ale wykracza poza temat tej dyskusji więc zostawmy to. Tak czy siak, tego
    też nie nauczyła mnie uczelnia.


    >
    >
    >
    > Tylko ze dalej mam mieszane uczucia.
    > - z jednej strony te "narzedzia inzynierskie" niewatpliwie pomagaja,
    > szczegolnie gdy wychodza poza podrecznikowa wiedze,

    Narzędzia nie wykraczają poza wiedzę, narzędzia w ogóle nic z wiedzą podręcznikową
    nie mają wspólnego

    >
    > - z drugiej strony - projektu ze ciebie nie wykonaja. Przeplyw w
    > wymienniku ci policza, ale Ty musisz zadac jak on wyglada.
    > Wykryja blad wczesnie, ale poprawic to znow trzeba wiedziec jak.

    Mylisz pojęcia. Jedna rzecz to jest umiejętność obsługi, druga to zdolność
    podejmowania decyzji. Bardzo łatwo jest ustawić i uruchomić symulację, ale potrzeba
    mieć szerszą wiedzę żeby zinterpretować wynik. Natomiast nie wyobrażam sobie jak
    można dobrze nauczyć studenta interpretacji rezultatów z Ansysa bez Ansysa.

    > > Druga na li�cie jest znajomo�� narz�dzi. Dopiero
    > > trzecie miejsce ma ekstensywna wiedza multidyscyplinarna. Ja zawsze

    > Ja bym do tego dopisal znajomosc jezykow obcych.

    Na politechnice naszą nauczycielka angielskiego była Rosjanka, Kiedy na pierwszych
    zajęciach okazało się że mówię po angielsku lepiej od niej, kazała mi więcej nie
    przychodzić, tylko przyjść na koniec semestru z indeksem.

    > > To jest warunek konieczny.
    > Ale masz trzy lata studiow. Tylko trzy lata. Ktorych narzedzi ?

    A gdyby tak spytać studenta? Bo jak się jest dziekanem, to raczej nie wie się który
    student czego od życia chce? A gdyby tak przestać traktować tych studentów jak barany
    i przez chwilę pomyśleć że oni sami dokonają najlepszego wyboru, gdy tylko im się da
    szansę?

    > Z drugiej strony - jesli jestes z natury zdolny, a na studiach
    > nauczyli podstaw - to w jakim czasie opanujesz narzedzie ?

    Bez nauczyciela, czyli kogoś kto ci przedstawi problem, wytłumaczy jego złożoność,
    pokaże możliwe sposoby jego rozwiązywania, wreszcie da pojęcie o wadach, zaletach,
    niedokładnościach itd użytego narzędzia- być może nigdy.
    Konrad

strony : [ 1 ] . 2 ... 5


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: